kamienna naiwnosc
dla tego ktory nie istnieje.
Raz jestem na brzegu
raz zas na dnie...
Jestes tak blisko,
i zaraz Cie braknie.
Cichym kamieniem w niewiedzy sie stalam,
ile razy chcialam uciec...
tyle nie umialam.
Raz wypychasz mnie na brzeg
laskaczac milosnie,
a raz zatapiasz gdzies na dnie
nie myslac juz o mnie.
Tak dawno sie poddalam pradom Twoich fal,
zalewasz mnie nadzieja
by znowu uciec w dal.
Nadchodzi wiatr by suszyc me lzy,
patrze na wschod slonca,
ktory odbijasz Ty.
Przeklety usmiech slonecznego ciepla ,
do ktorego ja kamienna chetnie bym uciekla.
Beztrosko zalewasz lad...
w tym wiele kamieni.
Nie widzisz,
nie widzisz !
Jak jeden sie mieni.
mimo smutku lubie Twoj dotyk...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.