Kap
Kap, kap, nie płacz więcej,
Widzisz przecież, to nic złego,
Tylko kleję Twoje rączki,
Jedna obok drugiej leży,
Główka oczkami smętnymi patrzy.
Nie kolekcjonuję tego,
Płaczu, wizgu, krwi,
Nie cieszę się z moich prób,
Używam Ciebie, nie jako testera,
Nie jako umownej granicy
Pomiędzy tymi co są
A tymi co ich nie ma.
Zgódź się, by być moją jedyną,
Umiesz milczeć, gdy milczeć trzeba,
Należysz do mnie, a ja do Ciebie,
Cóż, że cienie tańczą
Wokoło naszej prywatnej strefy
niebezpieczeństwa?
Trzymam Cię w rękach,
Drżę, palcami czuję gładkość faktury,
Delikatność dłoni, miękkie
nienaturalnie.
Używaj słów niezrozumiałych dla mnie,
Gestykuluj tak, bym nie mógł pojąć,
Odejdź, bym nie mógł się z tym pogodzić.
Idź.
Lalka uśmiechem przypieczętowała los,
Nałożyła kaptur powagi,
Podniosła niesklejoną rączkę,
Zeskoczyła ze stołu
I rozsypała się, widząc fragment życia.
Komentarze (1)
interesujący wiersz ,ma w sobie coś niepokojącego