Kardiogram...
Pod zbierającymi się w wietrze porywającym,
czarnymi chmurami stała bez ruchu. Stojąc
okrywała się cała przeszywającymi ją
wspomnieniami wczorajszego wieczora. Niby
zimno i moknie, ale cóż to miało za
znaczenie w tej chwili, gdy droga rozmywała
się jej nieuchronnie. Wszystko zblakło przy
tej jednej myśli, myśli, że to już po raz
ostatni była tu z nim. A jednak łapie, nie
pozwala sobie nienawidzić tych momentów,
gdy nie żyła jak manekin, jak odbijała w
jego oczach cały ocean miłości. Najtrudniej
było jej z tego zrezygnować, odejść tak po
prostu, ale wiedziała... przecież tak
doskonale znała siebie ...nie mogła zostać,
bo coraz mniej w tym wszystkim było jej
samej. I ten dreszcz końca, nie zwykłego
etapu jak pożegnanie szkolnych
przyjaciół...to zamknięcie duszy na kłódkę.
W tym momencie zapragnęła zamknąć ją już na
zawsze i nigdy nikogo nie wpuścić, nigdy
nie kochać, bo przecież kochać to
cierpieć...myślała...
Jak mogła do tego dopuścić, za każde
przewinienie tylko siebie karała i nie mógł
jej się wyślizgnąć bo nim oddychała, tylko
dzięki niemu egzystowała. Każdym słowem
choćby rozcinającym jak w pół się
zadowalała, każdym dotykiem choć pustym i
zimnym jak lód... Tak bardzo kochała Jego
obecność mimo tego, że z każda chwila z Nim
wyrywała jej kawałek serca.
‘Odwróć się i odejdź’ ,słowa
coraz głośniej i dobitniej brzęczały w
głowie, a za każdym razem boleśniej
ściskały jej serce. Tak okropnie rozdarta
na pół, jakby dwie dusze mieszkały w jednej
i toczyły nieustanną walkę...walkę o
byt...Być z Nim...cierpieć, ale czuć jak
coś wypełnia wnętrze... a może uciec daleko
i zapomnieć , wymazać, żyć bez bólu ale i
bez radości...choćby tej chwilowej. Tak
bardzo zagubiła się w samej sobie.
I stała tak przemoknięta do suchej nitki
bez świadomości o jakiejkolwiek przestrzeni
i czasie...już nawet łez braknie, a słowa
gdzieś zagubione w milczeniu. Tylko
chwilami przechodziła jej myśl...łapała tę
maleńką iskierkę...”Pamiętasz jak
trzymałeś mnie za rękę i Twoje słowa
wtedy... Wierzyłam w Ciebie , bo byłeś tak
prawdziwy...Kochanie przecież Cię znam nie
mogłeś tak po prostu przestać... ?” A
jednak ... druzgocąca rzeczywistość
dopadała ją w chwili jednej i krzyczała
„ Obudź się szalona! Ślepa i naiwna
istoto”. I znowu wracała do tego
momentu.. tak spokojnie wracała do samej
siebie... chyba było jej już odrobinę
lepiej. I to ciepło na jej policzkach,
takie przyjemne, jakby jego dłoń otulała
spokojnie jej przemarźnięte ciało. Ale to
tylko słońce wyszło spoza chmur bo pogoda
się już zmienia i już trochę otrzeźwiała z
amoku, lekko otworzyła oczy, tak czarne
chmury musiały odejść...
Było jej teraz ciężko, cholernie
ciężko...musiała ruszyć i zostawić kawałek
siebie w tym miejscu. Ale miała w głowie
plan... zacząć tworzyć nową siebie. Być
może nie do końca, bowiem na fundamentach
kawałków roztrzaskanej duszy , ale to miał
być początek i wierzyła, że się uda.
Wiedziała, że zawsze pozostanie w niej
skrawek tej emocji i nigdy nie zdoła jej
zabić, pomimo wszelkich starań... a może
jednak nie musi? Może to co było nauczy ją
poczuć kiedyś coś bardziej.. a
najważniejsze.. sprawić, by kolejny ktoś
poczuł jeszcze bardziej niż ona teraz.
Skąd taka siłę wziąć ma teraz?
Najtrudniejszy moment w jej życiu, a tak
bardzo potrzebuje być twardą. ‘No
dalej, przecież nie umrzesz na tym
chodniku’! Takie to niby proste,
ruszyć się z miejsca...ale chyba tak
kochała życie, ten świat i to, że pragnie,
czuje i doświadcza, że wstała i poszła.
Szła przed siebie prosto, a raczej biegła.
W głowie powtarzała sobie „Nie cofnę
się!”. Obiecała sobie ... już nigdy
nie odwróci głowy, nie zrobi ani jednego
kroku w tył...pogrzebie wspomnienia. I
chciała tego tak bardzo jak niczego innego
na świecie. Czy aż tak bardzo Go kochała?
Czy aż tak bardzo nie wyobrażała sobie
życie bez Niego, że zmuszona była
torturować samą siebie? Chyba tak można
podsumować miłość. Bo przecież choćby nie
wiem jak się starała to i tak nie zapomni!
I tak nie stworzy nowego życia, nowej
siebie! Głupia! .. Tak bardzo nienawidziłam
jej za to, tak bardzo denerwowała mnie jej
osoba, tak drażniły jej rozterki... Tak
bardzo... tak bardzo z całych sił nie
chciałam być NIĄ! Tylko jak w taką pułapkę
nie wpaść, gdy wszędzie naokoło szczęście,
którego tak się pragnie, dla którego można
oddać wszystko. Taka miłość...czy można się
jej wyzbyć, tak po prostu? Czym byłby
człowiek bez krzty uczuć do drugiej osoby?
Moje szczęście, jakbym je osiągała, gdyby
nie bycie nią...choć ułamek tego o co
walczyła, na całą wieczność rozprzestrzenić
potrafię bo jestem tu i trwam dla kochania.
Bo to chyba jedyny cel , dla którego
istnieję, istnieję ja i Ty. Bo Ty tez choć
ukryć byś chciał tę część, która oddycha
dla porywu serca, to i tak nie zdołasz. I
wiesz co ? Tak cieszę się z tego, że czuję
pomimo, iż ból odczuwam, bo tak pięknie
jest mieć w sobie te iskierkę, która pod
koniec chwil Twoich przypomni Ci, że
żyłeś.
Może nie do końca wiersz a chwilowe wyrażenie uczuć...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.