Katarynki
kiedyś na końcu miasteczka budziła się
ulica
dźwiękiem spokoju nieśmiało napływającym
przez szyby oblane kroplami porannego
życia
teraz spotkać kataryniarza to już
rzadkość
słychać tylko pawi śpiew w krętych
korytarzach rzek
zapisanych na palczasto splecionych
dłoniach
głowy do pełna naszpikowanej
zaprzeczeniami
taka jest teraz historia zmieniająca się do
potrzeb
nieznanej nam daty umęczenia
społeczeństwa
nie dopominasz się już kołowrotka
katarynki
wygrywającej poranne serenady twojego życia
Komentarze (2)
Śliczny wiersz, to były piękne czasy.
serenady życia....dobrze ze zostały chociaż w pamięci
katarynki...bardzo ładny wiersz...pozdrawiam