Kazimierz Wielki
Zabito w dzwon, ojca ciało
Złożono w ciszy w wawelskiej katedrze
W państwie u podstaw wszystko drżało
Na nici która za chwilę się przedrze
Władając dwoma gruzowiskami
Wiedzą o państwie od lat wykładaną
Sprawnością umysłu, trzema żonami
Przybrałeś koronę i króla miano
Wyczucie i spryt – nie ma nic
cenniejszego
Potrafi złagodzić stare zaszłości
Jeszcze wstawiennictwo wroga
wczorajszego...
Mało kto dokonał tego w przeszłości
Wasza wysokość, dziedzicu Pomorza
Nareszcie poddanym dałeś spokój błogi
Na granicach w umysłach i na rozdrożach
Prowadzących w bezpieczne już teraz
progi
Nakazałeś spisać twarde prawa
I nikt nie śmiał na nie kląć
Kradzież? Na co komu rozprawa
Wyrok jeden, krótko: ściąć
W oddziałach siła jednostek artylerii
W gospodarce moc srebrnego grosza
W nauce mury Krakowskiej Akademii
Potężne zmiany, wyście spod klosza
Pokój wieczny ci się nie śnił
Dusza tęskniła za bitką
Masz czas na zgromadzenie sił
O nie, królu, nie tak szybko
Igraszki z bronią wolną porą
Wypadki będą, są nadal i były
Pod płaszczem dębów wyniosłych koron
Losy nasze i Twoje się odwróciły
W gorączce piłeś zimną wodę
Rada medyków ostrzegała
Że bólu gardła nie gasi się lodem
Gdzie się roztropność Twoja podziała?
Zostawiasz Polskę? Gdzie idziesz, panie?
Nie odchodź do innego królestwa!
Gdzie trafił? Tam w puste otchłanie
Czy teraz czeka go radość niebieska?
Władca wcale nie musi żyć dłużej
Czyś tego nie wiedział, czyś o tym
zapomniał?
Nawet król wobec państwa jest tylko
kurzem
Ale to jego po wiekach ktoś wspomniał
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.