Kiedy zwłoki przynoszą...
Cisza przed burzą…
Nadchodzi burza, ciemnieją obłoki,
błysk gromów oświetla zalaną ulicę.
W pobliżu miasta jest obiekt na zwłoki,
krótko powiedziawszy, chodzi o kostnicę.
Kostnicę. A przy niej dom pogrzebowy
obok cmentarza stoi z cegły murowany.
Ma kilkaset lat i wiadomo, nie jest
nowy.
Przez starego grabarza jest
zamieszkiwany.
Grabarz ten ów, samotnik, od ludzi
stroni,
prowadzi wiekopomny interes rodzinny.
Sknerowaty, pieniędzy z niego nie
trwoni.
Pracowity. Jak ktoś umrze, jest bardzo
uczynny.
Sam dla siebie jest szefem, nikogo nie
zatrudnia.
Rano budzi się, z łóżka rzadko wcześnie
wstaje.
Swoją pracę przeważnie zaczyna około
południa,
Wtedy to bowiem ogarniają go siły i zapału
dostaje.
Jest także niezwykle dobrym gospodarzem,
hodowlą świń od dawien dawna się
zajmuje.
Chlew mieści się w dole ulicy za
cmentarzem.
Obierkami z ziemniaków przeważnie je
częstuje.
Spotkanie
Cmentarz pełny kwiatów. Kraina baśniowa.
Bogata w świece i światło migoczących
zniczy.
Aniołowie z kamienia, których czas
zachował,
stoją nieruchome, jakby nikt ich lat nie
liczył.
Są dekoracją osobliwą, pełnią funkcję
strażników.
Z rozpostartymi skrzydłami spoglądają w
niebiosa.
Nad niektórymi grobami chronią resztki
umrzyków,
strzegą resztek organów, kości i każdego
włosa.
Przy bramie cmentarnej liście wiatr
zamiata,
które zżółkły przez przekwitanie
wyssane.
Nadszedł koniec suchego, słonecznego
lata,
jeszcze nieraz ono będzie pamiętane
przez ludzi jako wyjątkowo udane tego
roku.
Dni są już zimniejsze i z każdą chwilą
szarzeją,
krótsze niż wcześniej, prowadzą do
mroku.
A deszcze chłodne częściej teraz leją.
Trawę zrasza srebrna rosa, tak z samego
rana
i mgła unosi się z lekka między
nagrobkami.
Wnosi aurę tajemnicy, wszędzie jest
rozlana.
Koło rzeźb anielskich nad dekoracjami
z bratków, lilii, irysów, tulipanów.
Tuż przy grobie stoi kobieta w czerń
odziana.
Uwolniła się z małżeńskich kajdan,
uznała tak sama, gdyż nie była kochana.
Wyszła za mąż dla materialnych korzyści.
Mąż był potentatem a jego firma
sukcesem.
Czekała, kiedy przejmie po mężu
wszystko,
lecz jednak przegrała z wielkim
kretesem.
Firma stała na skraju bankructwa i
pożyczek,
a ona o tym pojęcia żadnego nie miała.
Mąż od dawna korzystał z kredytów,
zaliczek.
Liczyła na pieniądze, przynajmniej tak
myślała,
że je odziedziczy po śmierci ukochanego,
którego na pozór tylko kochać chciała.
Na miarę rozsądku zdrowego
arszenikiem biedaka podtruwała.
On nie przeczuwał, że coś dziwnego się
dzieje.
Co mu małżonka od jakiegoś czasu
szykuje.
Nie przypuszczał od czego jego zdrowie
truchleje.
I jak mu ona przez cały czas podsypuje
truciznę w coraz to większej ilości.
Nagle przerywając te zwiększone dawki,
które podawała mu tylko ze złości,
obserwując jego ostatnie konwulsje,
drgawki.
Teraz stoi przy grobie w czarnej
sukience,
a łzy płyną jej po policzkach, na pewno nie
z miłości,
ale ze zgryzoty. Stoi nad kwiecistym
wieńcem,
który jako dowód jej oddania w
zupełności
powinien mu wystarczyć. Tyle dać
powinna!
Nikt nie widzi jej umysłu spod czarnej
woali,
nad czym myśli teraz ta twarz, tak bardzo
niewinna.
Jednak zwróciła na siebie uwagę, bo w
oddali
przyglądał jej się grabarz, kopiąc w
ziemi.
Pogłębiał szpadlem coraz głębiej dziurę,
spojrzał na zegarek, który miał w
kieszeni,
było prawie południe, czas wspiąć się na
górę.
Podszedł do nieznajomej, a ona?
Wystraszona!
Myślała, że sama stoi pośród kamiennych
grobów,
do czasu, aż ktoś nie położył jej ręki na
ramieniu.
Znajomość można nawiązać na wiele
sposobów,
ta jednak miała zyskać na znaczeniu.
Odwróciła się nagle do nieznajomego.
Zanim wypowiedziała parę słów:
Kim pan jest? Skąd pan się wziął? I
dlaczego
zachodzi mnie pan od tyłu?
Przywitał się, rękę jej podając.
Ona ubolewając,
opowiedziała mu, jak mąż jej dławił się
i umarł, pogrążając ją w długach
finansowych.
Jako iż teraz jest w prawdziwych
tarapatach,
nie ma dla niej żadnych dni kolorowych.
I musi myśleć tylko o spłacaniu w ratach
tego wszystkiego, co po małżonku jej
zostało,
bo w tej chwili musi sprzedać swoją
posesję
oraz oddać to, co się latami
oszczędzało.
I o tym, jak banki wywierają na niej
presję.
Opowiedziała, jaka jest znerwicowana,
gdyż z niczym w chwili obecnej została.
Płakała, a jej twarz była mocno
zagniewana.
Tylko jaka była prawda, wspomnieć
zapomniała.
Wspólny Interes
Nic jej nie zostało z tamtego majątku,
instytucje bankowe wszystko zabrały.
Zaczęła swoje życie tworzyć od początku.
Odtąd losy tych dwóch wspólnie się
zbiegały.
Grabarz, widząc krzywdę, jaka ją
spotkała,
rzekł po namyśle, by została jego
księgową.
Długo nad propozycją się nie namyślała,
przyjęła ją od razu. Chociaż była wdową,
długo to nie trwało, po jakimś czasie się
pobrali.
Oboje znaleźli w sobie podobne
zainteresowania
i własnym kosztem spółkę pogrzebową
zawiązali.
Ubierała nieboszczyków, czyniąc to z
zamiłowania,
a mąż jej pomagał w całym
przedsięwzięciu.
Zakopywał umarlaków przystrojonych
ładnie.
Nic się nie działo niezwykłego do lat
pięciu.
Wszystko szło precyzyjnie i bardzo
zaradnie.
Cmentarz się powiększał, zmarłych
przybywało,
a oni nie skarżyli się na brak zysków i
klientów.
Gospodarstwo też zadowolenie wielkie im
dawało,
jednak nie mieli znów z tego kokosów czy
diamentów.
Chociaż taka sielanka, to każdy by się
zdziwił,
jak drobno monety swoje przeliczają.
Wiąże ich przede wszystkim fakt, bo są
chciwi,
niewiele wydają, więcej oszczędzają!
Trucicielka, która męża dla pieniędzy
otruła!
I grabarz nastawiony na cele osobiste!
Zimna sentymentalnie, bo nic wtedy nie
czuła!
Po co dużo mówić? Przecież to
przejrzyste!
Pazerność nie mająca końca…
Mrok! I drzewa brzozowe na wietrze
rozkołysane,
w ciągłym balansującym ruchu konary.
W tle księżyc, a na nim chmury
rozmazane,
które z kształtów przypominają senne
koszmary.
Atmosfera nocna starego cmentarza,
na którym dawno spoczywają umarli.
Jest w nim coś takiego, co bardzo
przeraża
tych, co nie żyją, gdyż żywych się
wyparli.
Późno już było, lecz kostnica swoim tempem
żyła.
Żona grabarza poczyniła przygotowania do
pochówku.
Gdy nad nieżywym człowiekiem się
pochyliła,
kładąc rękę koło jego włosów w trumnie przy
zagłówku,
uwagę jej przykuło coś w dolnej
kieszeni.
Na spodzie ciemnego garnituru w
marynarce.
Z klosza lampy poczęło jasno się mienić,
to kieszonkowy złoty zegarek o solidnej
marce.
Oczy jej rozbłysły z chciwości i posiąść go
chciała,
na co złoto umarłemu? Tym bardziej zegarek
drogi!
Wzięła go w swoją dłoń i w kieszeń
schowała,
nie czując wyrzutów sumienia ni
najmniejszej trwogi.
Pogrzeb odbył się i nikt nie spostrzegł
kradzieży.
Przekazywano wyrazy kondolencji bliskiej
rodzinie.
Rodzina wspominała, jak żył, a jak teraz
martwy leży,
o czym mógł myśleć nieszczęśnik w ostatniej
godzinie.
A o czym myślała żona grabarza, w cieniu
drzew ukryta,
która trzymała zegarek w kieszeni
kosztowny?
Ze złotem i każdymi pieniędzmi od początku
zżyta.
Zawiązując ze swym drugim mężem interes
nieodzowny
do posilenia się zasobami płynącymi z
cmentarza.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, co knuła,
wspólnie z nią przecież pieniądze
oszczędzał, pomnażał,
ona znów naprzód niecne plany snuła.
Choć jemu nic o nich nie mówiła,
bo nie wiedziała, jak przekonać go do
tego.
Kiedy tylko z pogrzebu wróciła
i usiadła na kolanach męża najdroższego,
otrząsając do chusteczki czarnej smutki
swoje.
Opowiedziała, jak natchnęło ją do
kradzieży.
On przyjął tę wiadomość nieoczekiwanie ze
spokojem,
uznając ten zegarek za prezent. Gdyż mu się
należy
ten rodzaj pamiątki, który czas ludzki
odmierza.
Po cóż zmarłym rzeczy wartościowe?
Zastanawiał się nad tym, gdy otwór
poszerzał,
kopiąc w ziemi dla nieżyjących groby już
nowe.
Kiedy cel uświęca środki
Minął prawie miesiąc, oni złotem
opętani,
postanowili gromadzić złoto
pogrzebanych.
Zawsze uśmiechnięci, nigdy nie znękani,
swoje skoki zaliczali do bardzo udanych.
To bardzo proste, ona zwłoki ubierała,
przetrzepując przy tym garniturów
kieszenie.
Gdy zauważyła złoty łańcuszek, szybko go
ściągała,
nic nie pozostawiając pod wierzchnim
odzieniem.
Kto to odkryje, kradzież, jak zapnie w
koszuli guziki,
i krawat zawiąże na supeł pod szyją?
Jest w zupełności jasne, nic nie powiedzą
umrzyki,
tym bardziej jak skiby ziemi ich jeszcze
pokryją?
Złoto! Złoto! Złoto!
Wciąż w ich skarbiec przybywa.
Reszta to tylko ziemia i błoto,
które niejedną tajemnicę skrywa.
Wiadomą jest, że apetyt rośnie w miarę
jedzenia.
Któż ich oskarży, gdy jest po pogrzebie?
Poda ich do sądu… A z kim będą mieli do
czynienia?
Kiedy wszystko ukryte jest już dawno w
glebie.
Interes interesów!
Po środku cmentarza stała stara kaplica,
a pod posadzką schody kręte w dół
prowadziły,
gdzie była zamurowana i podtopiona
piwnica,
którą woda i wilgoć znacznie uszkodziły.
Postanowił tam w tajemnicy piec
zbudować.
Kiedyś w młodości trudnił się
garncarstwem.
Wykuwał w murze wnękę i zaczął murować,
cegła po cegle, kładąc zaprawy grubą
warstwę
między nimi. Tak, aż zakończył swoje
dzieło.
Tuż w kącie stał stół z grubym blatem,
nierównym, gdyż przez wilgoć go wygięło.
Wszystko było przygotowane. Zatem!
Już nie tylko złoto ich myśl teraz
zgłębia,
lecz ubrania, garnitury, które komisy
skupują.
Całokształt o interes pieniężny się
zazębia.
Odrębnie ozdoby jubilerskie i szmaty
sortują.
Trumny w drzazgi na opał są trzaskane,
żona podkłada nimi, aby ogień rozpalić
spory.
W wielkim garze gotuje się mięso
porąbane,
a w powietrzu unosi się fetor nad
fetory.
Świnie żreć coś muszą, aby tłuste były!
Coraz ich jest więcej w tymże
gospodarstwie.
Gospodarze robią wszystko, by się
tuczyły
na mięsie nieżywych i zuchwalstwie
dokonywanych ich dłońmi zaraz po
pogrzebie.
Zwłoki targają prosto w dół kaplicy,
posługując się siekierą w nagłej
potrzebie.
Uwieńczeniem koszmaru jest zaś stół w
piwnicy,
a grabarz przeobraża się w bezlitosnego
rzeźnika,
rąbiąc zwłoki denatów i wrzucając do
gara!
Myśl nieprzejednana jego twarz zimną
przenika,
nie będzie śladów! Ulotnią się w oparach
nagrzanego kotła, z którego unosi się swąd
padliny.
Cóż za świętokradztwo, cóż za
profanacja?
Wokół pełno kości i resztek trupiej
wydzieliny,
z której wyrasta obopólna zakrzywiona
aprobacja.
Wyrok zza grobu
Wnuk odnalazł karty z pamiętnika
zakurzone.
Dziadek spisywał swoją młodość do późnej
starości.
O tym, gdzie się wychował i gdzie poznał
swoją żonę,
Kogo bardzo lubił i do kogo swoje żale
rościł.
Wczytywał się w nie z wielkim zachwytem,
stronica za stronicą, niezwykle
szczegółowo,
a poznanie ich rosło z nieopisanym
apetytem.
Przeczytał pamiętnik z podpartą na rękach
głową,
dowiedziawszy się o pieniądzach zaszytych w
marynarce.
Przodek nie lubił banku, szafa nim od dawna
była,
a marynarka sejfem i skarbcem nad
skarbce.
Tutaj kartka urywała się i treść swoją
kończyła.
Oniemiał zachwycony, gdzie leży fortuna?
Przetrzepał całą szafę na poszukiwaniu,
wtedy sobie przypomniał, że gdy dziadek
umarł
był w nią odziany w trumnie. W ostatnim
pożegnaniu.
Trzeba odkopać grób, ciało ekshumować!
Wiadomość otrzymał inspektor sanitarny.
Zaczęli wcześnie rano w ziemi
penetrować.
Jednak trud ich był z góry bardzo marny.
W ziemi nic nie było! Gdzie zatem jest
ciało?
Gdzie trumna się podziała? Bo z ciałem
znikła!
Czy ktoś ją wykradł? Komu by się
chciało?
Zagadką każdemu umysł się powikłał.
Zawiadomiono policję, wszczęto
dochodzenie.
Podejrzani byli chuligani i hieny
cmentarne,
zaczęto łączenie hipotez i ich
kojarzenie,
ale próżne wysiłki, wszystko szło na
marne!
Do grabarza w końcu kiedyś zapukano,
czy czegoś nie dostrzegł dziwnego w
okolicy.
Jego też podejrzewać o szabrowanie
zaczynano,
policję zadziwił mały komin wystający ze
starej kaplicy.
Komin w kaplicy? Kogóż to decyzja?
Grabarz coś knuje, jego też sprawdzić
należy.
Nakaz podpisany, zaczęła się rewizja,
odkryto wyroby jubilerskie i mnóstwo
odzieży
w jego domu pogrzebowym koło kostnicy.
Skąd taki przybytek? Jego się pytali.
A żona dostała ataku nerwicy,
gdy funkcjonariusze dom przeszukiwali.
Z domu do kaplicy szli śladem następnym,
uderzył w ich nozdrza smród nieopisany.
Obraz, jaki ujrzeli, był bardzo posępny,
na stole leżał nieboszczyk toporem
porąbany.
A kiedy śledczy latarkę wyjął z kieszeni
i na wielki sagan przyświecił w piecu
wygaszonym.
Wszyscy cofnęli się przerażeni,
szczątki mięsa z zimnym tłuszczem
okraszonym!
Porozrzucane kawałki koło gara, obraz
pomieszany
z głowami uciętymi i kawałkami palców.
Ten, kto to zrobił, jest szalony, bardzo
obłąkany!
Zatrzymali na przesłuchanie obu
zwyrodnialców!
Pożywka dla gazet
Gdy tak naprzeciw siebie siedzieli i dumali
o winie,
który z nich większą za to, co się działo,
odpowiada,
grabarz oskarżył w końcu swoje własne
świnie,
taką formę podtrzymując dalej już w
wywiadach.
Dla gazet, kiedy reporterzy wywiad z nim
przeprowadzali,
mówiąc, że chciał ich mieć mnóstwo, sporo i
bez liku.
Opowiadał im, jak zmarłych z żoną na stole
rąbali,
aby świnki dokarmiać we własnym
chlewiku.
Gazety miały temat, sprzedaż ich
wzrastała.
Obywatele miasta żywili się sensacjami.
Część z nich protesty pod sądem
urządzała
z transparentami w dłoni, odgrażając się
pięściami.
Gazeta trafiła też do wnuka, który szukał
ciała,
zwrócił uwagę na zdjęcie w gazecie i tłusty
nagłówek.
Przeczytał, jak para małżonków zwłok się
pozbywała,
poznając tego, któremu zlecił przygotowania
i pochówek,
ubranego w garnitur tak bardzo szukany.
Sam nie wiedział, czemu przeszły go
dreszcze,
trzymając gazetę, na fotel oklapnął
znękany,
a za oknem wiał wiatr z tłukącym w okna
deszczem.
Ława przysięgłych nie miała najmniejszej
litości,
po zapoznaniu się ze sprawą werdykt
zatwierdziła.
Sąd orzekł wyrok dla obu z pozbawieniem
wolności.
I aby historia ta po części dobrze się
skończyła,
wnuk zgubę odzyskał i pieniądze wziął
zaszyte,
które niewiele pod materiałem
szeleściły.
Po takich znojach i trudach zdobyte
nic na swojej dawnej wartości nie
straciły.
Komentarze (14)
Wciaga mnie Twoje pisanie... Moc serdecznosci.
Ja pierdziele, niezły kawałek do poczytania.
Poza tym, przesada. Groteskowo i nieprzekonywująco.
Może miało byc jak u Suskinda.
Albo jak w Milczeniu owiec.
Dla mnie, przerysowane. Fabuła z trzodą
chlewną...niezbyt.
/ceny żywca nie są warte takich akcji/
Ta rymowana, hiphopowa forma, nie przystaje do treści.
Albo kryminał, albo ballada.
Pozdrawiam.
Makabryczna opowieść:}
Jesteś bardzo wymagający. Trzeba poświęcić Ci sporo
czasu. Ale przyznam, że osoby lubiące horrory znajdą
tu sporo dla siebie. Intrygujące postrzeganie
otaczającego świata!!!
Ty cholero Ty trzeba było od razu wspomnieć że mam
szukać Cie w innym miejscu:) żeby tak człowieka
straszyć:) no dobra piszmy tam:)
Wiersza i poezji dla mnie tutaj brak.
Pozdrawiam.
proszę natychmiast się pochwalić gdzie można Twoje
publikacje znaleźć :) poczytam z przyjemnością o tych
wiwisekcjach i innych potwornościach:)
Taaa już gdzieś to słyszałam :-) bardzo mi Kogoś
przypominasz :-) oj bardzo i już się zaczynam bać bo
takie niepokorne dusze niesłychanie mnie kręcą :-)
Baaardzo na tak! Niesamowicie piszesz oj! I jeszcze
ten rytm
Będę nawiedzać
Nikogo...one mają różną tematykę i jest ich sporo te
wydane i te niewydane ale postanowiłem naraie wrzucić
to co zostało wydane:) Mnie tam poprawność nie
obchodzi, ja nie wiem co tak naprawdę piszę moze to są
piosenki ? nigdy nie chciałem być poczytywany jako
poeta...pisarz..w sumie dla mnie to bez znaczenia :)
przybiegłam do ciebie mój ty ulubiony " psycholku"
zobaczyć kogo tym razem ćwiartujesz, kroisz i
unicestwiasz:)
Wciągające :) Pozdrawiam serdecznie +++