Kiedyś
...
Kiedyś uciekną najbielsze promienie.
Kiedyś zapłoną wierności tej cienie.
Kiedyś wskazówka nam szanse zabierze.
Kiedyś ktoś wreszcie wykrzyczy : „Nie
wierzę!”
Kiedyś to wspomnisz, kiedyś to powiesz.
Kiedyś zamilkniesz, jak już się
dowiesz...
Tutaj nic nie ma. To pusty znaczek.
Kiedyś to wszystko...
Od tak, w drobny maczek...
Kiedyś...
Naprawdę...
Kiedyś zrozumiesz.
Kiedyś zobaczysz, że nic już nie umiesz.
Kiedyś zawołasz: „Gdzie jesteś?!
Panie!”
On nie usłyszy....
Nic nie dostaniesz.
Nie szukaj oparcia, to nie ten budynek.
Kawałek wsparcia za życia wycinek.
Nie szukaj śladów.
Ja wiem... kiedyś były...
Kiedyś...
Już dawno... ja czułam, jak żyły.
Były mą drogą, życiowym przejściem,
Szerokim otworem, do szczęścia
przejściem.
Tak, tak... pamiętam ich opowieści.
Te ich melodie, te boskie pieśni...
Już dziś nie słyszę, nie widzę drogi.
Tak staram się dotrzeć... Wciąż plączą się
nogi.
Wieczorem ta pamięć chora powraca.
Wszystko chce zniszczyć i poprzewracać..
Chce mi przypomnieć coś, czego nie ma.
Chce dać aluzję, że życie się zmienia.
I woła: „Proszę! Ja wciąż tutaj
jestem!”
Tak łatwo zburzyć ją jednym gestem...
I wciąż zapomina, że ciągle oddycham,
Że wszystkie burze cierpliwie spycham,
Chodź są pozory, Jakkolwiek wejdę,
Gdziekolwiek stanę, to zawsze BĘDĘ.
"Czymkolwiek byłaby ta granica..."
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.