Kołchozy marzeń i idei
Dla marzycieli i idealistów, od mojej sfery marzyciela i idealisty.
Przez zjedzone wąwozy szły wozy
Z wyzutą endorfiną z Góry Mózgu
Miały nogi wyimaginowane w stanie
psychozy
A na kołach kozy łamały ostatnie życiowe
podrygi umysłu
Łzy ze strachu utraciły swoją głębię
I jak bańki mydlane pękły, krótkotrwałe
istnienia
Z nich wyfrunęły krwiste gołębie
Wraz z nimi wrzask istoty z wiecznego
więzienia
Nad karawaną w zjedzonym wąwozie
Otwarło się niebo, stworzone z wyobraźni
człowieka każdego
Włócznia, co przebiła serce Jezusa,
spróchniała
I na tle błyskawicy Zeusa, w proch się
rozsypała
A za nią znowu wrzask niespełnionych marzeń
ludzkich
Każda drgająca molekuła powietrza
Trzasnęła, jak skorupka dojrzałego
embriona
Na świat wysypał się ze wszech miar kosz
mar
Martwe w niebycie marzenia i idee ziemskich
kreatorów
Przerosły ich rzeczywistego życia
kontury
Teraz zwyrodniałe przyszły po ich żywe
skóry
Oto pandemonium na życzenie każdej jednej
homo-kreatury
Przez zjedzone depresją wąwozy szły psy
Ścigane presją własnych marzeń, które
prysły
Wreszcie przyszły, w psychozie po chore
umysły
Twórców własnej Apokalipsy
Komentarze (2)
"A na kołach kozy..."? Jednak nie zbliżałbym Jezusa do
Zeusa, mimo że znaczy to - niezależnie od wiary.
Podoba mi się "kosz mar" w swojej dwuznaczności
(jednoznaczności). Dobry wiersz.
Ciekawy wiersz, godny zastanowienia. szczególnie
ostatnie słowa mi się najbardziej spodobały, mają w
sobie "moc"