kolejny dzień
rozwścieczone wiadmości
gonią mnie po ulicy
wygłodzonymi rękami
na nich krew
gdzieś przy płocie
leży niewinność
w kałuży wymiocin
jeszcze dziecko
to nie miało nigdy sensu
urodzić się by zaraz umrzeć
dookoła szara rzeczywistość
nie do naprawienia
i ja z zamkniętymi oczami
przechodzę na żebrakiem
dziś nie dostanie nic na wódkę
nie kupi też chleba
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.