Kowboje
Stanął kowboj na swym końcu
Dłoń o kaburę pociera
Kapelusz lśni w pełnym słońcu
Cała wioska dech zamiera
Drugi hen daleko stoi
By nie trafić go przypadkiem
Niepewny choć się nie boi
Instynkt jego jest przypadkiem
Obaj patrzą na młodzieńca
Który czapkę swą ma rzucić
Pot już kapie czyja twierdza
Zdąży się na czas obudzić
Nagle świsty oraz zgrzyty
Dobiegają od ich koni
Wnet ratują gabaryty
Zdołali się już zasłonic
Toż to żona jedna z drugą
Próbują mężów ratować
Straszą konie swą maczugą
By móc im jeszcze gotować
Komentarze (4)
:)
Ciekawy wiersz, ale zgadzam się z moimi przedmówcami.
Pozdrawiam.
Myślę, Autorze, obserwując od paru dni tutaj teksty,
że masz dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia, jednak
ta forma wierszowania zupełnie Ci nie leży. To tylko
moje zdanie oczywiście. Sugerowałabym, aby ten tekst
uwolnić od wyobrażeń wiersza - i zobaczyć, co wyjdzie.
Ciekawy wiersz, ale mnie osobiście rażą rymy
częstochowskie. Też tak kiedyś pisałem, ale zmieniłem
styl. Zerknij do mnie, to zrozumiesz, co mam na myśli.
Miłego weekendu. :)