Krem z porów
Zmierzch przez okno nadpływa,
srebrna przędza
wyłania się z ram.
Taki świat, taki wieczór.
To raz stoję, to siedzę
ciągle sam.
Czekam z pewną obawą,
bo za oknem rozbłyski
niebo tną.
Obiecaną potrawę,
jak poeta spisuję,
siekam por.
Pora roku zdradliwa.
Znowu grzmot się odzywa.
Czy nadejdziesz w ulewie,
gwiazdy otrząśniesz
z siebie
kroplami na próg?
W maśle pory podduszam,
ziemniak w kostkę
wkrojony,
chwilę czekam.
Teraz tylko
bulion i mleko.
Trochę gęstej śmietany,
wszystko już zmiksowane,
a zielona pietruszka
na wierzchu.
Czy to danie poruszy?
To dylemat.
Wciąż mi ciężko na duszy.
Ciebie nie ma.
Czas zapalić już świece.
Szampan w lodzie
się chłodzi.
Godzin przeszłych
nie potrafię policzyć
przecież.
Na co liczę, noc płynie,
ciągle pustka.
Tylko ja i twój duch
przy pianinie.
Nagle,
do drzwi się rzucam.
Śpieszny krok.
Słuch mnie chyba nie myli.
Jakże w porę.
Puk, puk?
Komentarze (8)
Potrawa zamówiona.
Truskawki na deser.
Do szampana podałabym truskawki... ale zapewne była to
mroźna zima, więc na pierwszą rozgrzewkę krem z pora w
sam raz, mniam;
Wybornie!
Interesujący, fajniutki wiersz
Jest ! Chyba w porę ?
Bardzo romantyczny obraz z porowym kremem w tle:)
:)
Romantyczna niepewność w dobrym wierszu.
Pozdrawiam
ależ śliczny wiersz: czekanie na ukochaną pełne
romantycznych rozterek