Król swych czasów
Dla tych co lubią starożytnosc
Oczy słonymi łzami się zalewają,
niechciane przez świat pod bandażem się
ukrywają.
Serce z piersi wyrywać się chce targane
uczuciami,
uspakaja się pod wpływem rozumu
namowami.
Usta otwierają się do głośnego krzyku,
nie słychać nic - struny zapomniały swego
głosu, nawyku.
Gardło ściska się z żalu,
Ciało przechodzi dreszcz pod wpływem gniewu
żaru.
Płuca chcą zaczerpnąć powietrza
łapczywie,
są skamieniałe, nie zrobią nic, choć
próbują natarczywie.
Palce niemal sie zginają, poruszają,
"śnią", że poły bandaży rozrywają.
Kamień, próchno dookoła się rozgląda,
dobrze wie... z bandaży się nie wypląta.
Ostre światło, błysk... raz, drugi,
trzeci,
jakieś słowo z daleka do jego uszu leci.
Cóż to za język przedziwny?,
ni to łacina, ni to fiński.
Wstrząs wzdrygnął nie mile,
sam nie wiedział ile go unieśli, może
mile.
Postawili trumnę na podeście,
w nieznanym mu mieście.
Zamieszkał w muzeum wielkim,
w pokoiku istotnie nie wielkim.
Doglądał świata zza szklanej ściany,
nie czuł się już niechciany.
U jego stóp stała tabliczka złotawa,
nie wiedział, iż to jest wystawa.
Na tabliczce tej widniał napis żłobiony,
jubilerskim dłutkiem zrobiony.
Głosił swą obecnością,
imię i nazwisko całą rozciągłością.
" Ramzes Wielki - kiedyś król Egiptu" -
tłumaczył.
Sam król/faraon mu to wybaczył.
Teraz wszakże niczym więcej nie był,
nawet gdyby cudownie ożył.
Mumia - tym oto przez wieki sie stał,
w takiej jedynie postaci się ostał.
Świetności grobowca przeminęła chwila,
od teraz Muzeum to jego mogiła.
Wiersz napisany po przeczytani pewnej ksiazki Anny Rice
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.