Kroniki Sybilli - rozdział 55
Nastała ciemność, a potem rozbłysk i
znalazła się na firmamencie otoczona
niezliczoną ilością gwiazd. Na tle zimnego
i mrocznego kosmosu wyglądały jak
rozrzucone kryształy. Delikatne mgławice
otulały je niczym welon mieniący się
zielenią przeplataną pomarańczową nicią.
Gdzie indziej wszechświat wyglądał jak
kamień, Lapis Lazuli, tyle że w
powiększeniu. A jeszcze dalej, galaktyki
wirowały w takt kosmicznego echa powiązane
ze sobą niewidzialną siłą. Była w domu.
*****
Wynurzanie się po drugiej stronie
nigdy nie jest przyjemne. Nie wiadomo na co
się natkniesz. Czy na istoty przyjaźnie
nastawione, czy na dzikusów z kamieniami i
dzidami. Bez złoto-srebrnych Wrót Niebios,
które ukrył król Balian, nie było mowy na
wyrwanie się z tej planety. Maź,a właściwie
"esencja" jak ją nazywała Anael, pozwalała
tylko na podróż na danym ciele niebieskim,
jednak w połączeniu z Wrotami stanowiła
portal do innego wymiaru. Była swoistym
tunelem czasoprzestrzennym przenoszącym w
przyszłość, w przeszłość albo w
rzeczywistość alternatywną, a Anael była
jego konstruktorem. Teraz wbita w ciało
Sybilli postanowiła dostać się do Tadmuru -
miasta ze snu.
- Gdzieś się tak długo podziewała?
-usłyszała przyciszony głos króla Ur, gdy
tylko wynurzyła głowę z błota. Poczuła
znajomy ciepły wiatr i przyjemny zapach
kadzideł. Była noc, w oddali, w mieście,
migotały pochodnie na tle których
dostrzegła dwie osoby. Pierwsza z nich to
Samuel, ściągał z siebie zbroję i brudne
odzienie, ale druga wydawała się dziwnie
zwiewna, wręcz eteryczna. Przez chwilę
migotała, by po chwili przybrać fizyczną
postać. I oto przed nią stał mężczyzna ze
snu. Assassin z gorejącym spojrzeniem i jej
mieczem w ręku.
Komentarze (4)
Takie już na początku skojarzenia i nawiązanie do
powstania wszechświata do Biblii do teorii wielkiego
wybuchu.
Dziękuję :) pozdrawiam :)
czytam i się zachwycam.
Witaj.
Wspaniale się czyta, twoje opowiadanie, wciąga, jak
ruchome piaski.:)
Pozdrawiam.:)