Ku pocieszeniu steranych serc,...
Wczorajszy dzień
miałem na luzie
to sobie dzisiaj
podrzemałem dłużej.
Mimo, że za oknem
rzęziła śmieciarka,
a potem karetka
szurnęła na sygnale,
ja, jak w szpitalnej ciszy,
beztrosko spałem dalej.
Bez wzwodu i głodu,
bez ciągot.
Nawet bez ciągoty,
do poznania o mnie zdania,
hejtującej miernoty.
Nie potrzebowałem nic.
Nie trapił mnie
brak ludzi.
Tak mi było fajnie
i nie śnić
i się nie budzić.
I pewnie wieczność
błogo tak bym leżał,
gdyby nie natrętna
czujność pęcherza.
No, to można bez lęku
czekać na życia finał,
gdy nieznany dzień,
czy godzina.
Zwłaszcza, że do tego
nie trzeba:
ani się wymądrzać,
ani wysilać.
Bo i po co
trząść się ze strachu?
Lepiej w pełni
korzystać z życia,
bez trwogi
przed końcem w piachu,
w którym będziemy,
jak sprzed powicia
Komentarze (22)
Gdyby nie ten pęcherz to by było spanko i nie musieć
mowić poczekaj kochanko. Pozdrawiam
podoba się
Pozdrawiam serdecznie
Norbert, byliśmy, ale bezduszni. I to mnie tylko
martwi, że taki będę jak ci u steru. Pozdrawiam:)
Sprzed powicia chyba nas nie było,
no może u niektórych w marzeniach,
jednak dopóty życie się nie skończyło,
starajmy się je, choćby w wierszach doceniać.
Fajny, optymistyczny wiersz. Pozdrawiam.
Miłego dnia :)
A czy mamy, Panowie, inne wyjście?:)
Pewnie tuż przed śmiercią przyjdzie taki czas w nocy
gdy się człowiek zmoczy... ale póki co poleżeć na
luzie dobra rzecz :)
Z takim podejściem to można sobie żyć i swobodnie
umierać