KWK HALEMBA
Mój tata jest górnikiem... Co dziennie jeździ na kopalnie i pracuje przez osiem godzin w pocie czoła... Bardzo się cieszę, że on pracuje na innej kopalni, ale też mi przykro i smutno z powodu tamtych górników... Chciałabym powiedzieć, że nikt oprócz górników nie wie jak to naprawde jest... Tata jak przychodził z pracy zawsze był zmęczony, często nawet zdenerwowany... Ja bardzo go kocham i pisze to ze łzami. Nigdy bym nie chciała, żeby mu coś złego sie przydażyło, bo to dobry człowiek, któru ma rodzinę! Rodzinę , Która go kocha... Napewno rodziny tamtych górników czuja to samo... Jak już mówilam nikt oprócz górników nie poznał jaka to ciężka praca... I jestem wściekła, bo oni tak się napracują, żeby taki prezydent, który grzeje stołek i nic nie robi ma ciepło, bo mój tata charuje jak wół... A i tak wynagrodzenie za 8 godzin charówki dziennie jest mały! Wuraźmy współczucie tym rodzinom... Bo sama wiem jak to jest... Często mojemu tacie cos się stało... Na jego przepracowanej twarzy
We wtorkowy dzień,
Górnicy na szychta do się wybrali,
Jeszcze nic nie wiedzieli,
Że metan podniósł się do najwyższej
skali...
Żony w domu na nich już czekały,
A wtedy gaz ten wybuchł w kopalni,
I przysypało biednych górników,
Święta Barbara nad nimi czuwała,
Lecz chyba za mało,
Bo taka awaria się stała...
U górników zawsze nadzieja ostatnia
umiera,
I tak się stało,
Po dwóch dniach męki,
I w ciemnościach udręki...
A może Od razu po wybuchu,
Śmierć na nich zeszła,
Nikt tego nie wie,
Bo gdy ratownicy przyszli,
Oni już byli na innym świecie...
KWK Halemba do chwały przeszła właśnie,
Bo nadzieja ostatnia umarła....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.