Łąka
Leżę na łące wyobraźni
zielonej od traw,
żółtej od słońca,
błękitnej od nieba,
białej od chmur.
Wolnej, odległej, bezpiecznej.
Poza wszelką rzeczywistością
i materią.
Słyszę szum traw, które poruszył wiatr.
Czuję ciepło bijące od Heliosa.
Dotyk ziemi.
Zapach konwalii, rumianku.
W oddali słyszę dźwięk
płynącego strumyka,
który pragnie połączenia,
pragnie stać się kimś więcej
niż tylko małym potokiem wody.
Marzy o tym od urodzenia.
Piękny jest to strumień,
przezroczysta woda,
życiodajna, altruistyczna.
Pozwalająca ugasić pragnienie.
Oddycham swobodnie
świeżym powietrzem,
chcę poczuć w swych płucach
każdy łyk eliksiru życia.
Najlepszego wina o najstarszym
roczniku.
Samotne drzewa stojące pośrodku
polany okryło mnie cieniem,
dało ulgę od promyków żółtego obłoku.
Rozłożyste gałęzie przypominają matkę,
z wyciągniętymi ramionami,
która pragnie mocno przytulić do serca
swoje dziecko.
To duże i wysokie drzewo,
posiadające głębokie korzenie.
Pamiętająca niejednego wędrowca,
który położył się w jego cieniu.
Wyrocznia.
W koronie drzewa, na ostatnim piętrze
dwa ptaki
biały i czarny,
czarny i biały,
lecz dla mnie mają kolor szary.
Słyszę dźwięki ich śpiewu.
Piękny i przejmujący,
szczery i prawdziwy,
uczuciowy, żywy.
Gdybym umiał zapisywać nuty…
lecz nawet jeśli potrafiłbym
to nie mam na czym ich zapisać.
Nie mam nawet skrawka papieru.
Podartej, pomazanej, pomiętej
kartki w tylnej kieszeni spodni,
nie mam też długopisu…
Rosnąca nade mną konwalia
kusi swym zapachem.
Aromatem kobiecych warg,
szyi, karku.
Kreuje przede mymi oczami nimfę…
piękną, niewinną,
czułą, namiętną,
kochankę.
Ubraną jedynie w przezroczysty szal
przepasający piersi i ogród rozkoszy –
kwiat lotosu.
Ubraną w czyste piękno swojego nagiego
ciała.
Stojącą pod samotnym drzewem,
rozkoszującą się wiatrem,
który rozwiewa jej długie jasne włosy.
Przypomina mi rozkwitającą, pełną życia
peonię.
Tak samo jak ona jest częścią łęki,
tak samo posiada duże,
białe, różowe, purpurowe kwiaty.
Tak samo pachnie.
Tak samo ma korzenie.
Choć jest iluzją, zjawą, dla mnie jest
prawdziwa.
Jest dzieckiem
ziemi, słońca, wiatru, ognia i wody.
Piękna jest, lecz nie moja.
Zachód słońca.
Paleta kolorów ogarnia niebo, które
pokazuje swą ukrytą twarz.
Jest gorące, bardziej niż za dnia…
Jest prawdziwe, szczere,
czułe, umierające, smutne.
Słońce schodzi coraz niżej, niżej i
niżej…
aż wreszcie zachodzi, znika za
horyzontem.
Na jedną jeszcze ciepłą, gorącą noc…
By po niej odrodzić się ponownie
w blasku rozświetlając raj,
ponownie, jeszcze raz w moich snach.
By dać początek kolejnej podróży:
do krainy kolorów,
bujnych kwiatów,
słodkich owoców.
Wszystkich żywiołów i zmysłów.
W której nie będę musiał sobie
nic już wyobrażać.
Bo wszystko czego pragnę to łąka,
którą wyobraziłem sobie już wcześniej.
Insp. wiersze Haliny Poświatowskiej.
Komentarze (6)
dotyk ziemi i bujne kwiaty to jest piękne ...
Romantyczna łąka marzeń.
Miłego dnia:}
Wow...dlugi ale czyta sie wspaniale!
Gratuluje i pozdrawiam:)
Taka łaka to marzenie
Pozdrawiam serdecznie :)
Uwiebiam poświatowską, a twoja łąka jest
najpiekniejszą chyba na której byłem. Lubię takie
łąki...Pozdrawiam
Bardzo fajna inspiracja. W tym dość długim wierszu
tyle pięknych rzeczy o tejże kobiecie napisałeś,
brawo+