laura biagiotti
a przecież kochaliśmy się
w pokojach tak obcych
że były nasze
pamiętasz wielkie czerwone
ptaki szybujące
nad sennym jeszcze miastem
i wyciągnięte szyje kościołów
ale my byliśmy nieczuli
na ich wścibskie i pełne zazdrości
spojrzenia
bo znów wszystko stawało się pierwsze
od jej warg uczyłem się
słów dawno zapomnianego języka
w nieładzie poplątanych włosów
bez pośpiechu celebrując
czas którego żaden zegar nie odmierzał
rozproszony jak kwitnienie wiosną
z wieloma uderzeniami serca
w bluszczu spojrzeń
z zapachem tamtej lipcowej łąki
kiedy otwierały się niecierpliwe
listki brzozy dotykające błękitu
a ja próbowałem powiedzieć
jak bardzo jesteś kobietą
nieśmiały podlotku
zasnęliśmy z niepokojem świtu
jak dwie muszle w piasku
czekające przypływu
nic dwa razy się nie zdarza
Komentarze (4)
Niecodziennie wyrazone wspomnienia, nietuzinkowe
metafory i wspanialy nastroj owej pamietnej chwili.
jak z podlotkiem to grzech:)ale,przymknę oko ,a
porokuratora zaproszę na kawę,przypomniałeś mi coś tym
wierszem..dzięki
rozumiem,że te perfumy pachną tamtą kobietą;-)serce
boli przy tak pięknie utrwalonych wspomnieniach.
hołd uczuciu, które było tak wielkie, a jednak mineło?
wersy przeszywane włoską nicią i ta wiosna oczywiście,
bardzo orzeźwiający wiersz..pozdrawiam