lęk
wspina się wolno
po duszy cembrowinie
zapach swój
zostawia
w każdej jej szczelinie
oczyma insekta
łypie beznamiętnie
śledzę jego ruchy
uważnie
acz
niechętnie
szeleści nieznośnie
pancerz chitynowy
kosmate odnóże
trąca
wnętrze głowy
wzdrygam się
niemo
na ustach dłoń trzymam
jeszcze chwilę czekam
cała
się spinam
zgrzyta szczękoczułką
w potwornym
zachwycie
bo już się wdrapał
już jest
na szczycie
stanowczą dłonią
spycham go wgłąb studni
chichoczę obłąkanie
gdy słyszę
jak dudni..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.