Linka z tęczy upleciona
Gdzie początek, a gdzie koniec
Tego nie zaśpiewa ni skowronek
Żadne drzewo nie zna ptaka
Co by śpiewał, skąd to taka
Linka lśni, jak tęcza objawiona
Skąd tym światłem rozjaśniona?
Nie wiadomo gdzie skończona
Nie znam źródła ukrytego;
Skąd ta światłość i dlaczego
Bez początku i bez końca
Jest to lira ujmująca!
Co to brzdęknie i nie pęknie
A swą nutą zagra pięknie
Może z nieba się tu wzięła
Bo ma głowę pełną chleba
Lecz i niebo jest za małe
Bo ma kraty doskonałe
W bramie musisz się zatrzymać
I tu się coś zaczyna
A więc nie stąd się ma Lina zaczyna
Aniołowie; biały, biały
Co to tęcza?
Nie wiedziały
Chleb rozdaje, nie odbiera
To nie może być z podziemia
Co to... Diabeł przy niej mały
Rogi by mu się złamały!
On nie umie krzesać piękna
Swoim wstrętem rodem z piekła
Popiół wcale nie zachwyca
Nie wart jest ziarnka z księżyca
Nie, tu nikt tęczą się nie zachwyca
Siedział sobie człowiek śmiały
Ani duży, ani mały
Nie był jak te skały
Co go zewsząd otaczały
Zimną wodą go smagały
Nie, uśmiechu mu nie dały
Wygonić go czas cały chciały
Skały, chmury, mokre ptaki
Żywe kwiaty i robaki
Wszystkie się tak dziwowały;
Co za człowiek ogłupiały?!
Chmury aż się zapomniały
Krople zimne lać przestały
Zawstydzone się rozpierzchły
Schować się już tylko chciały
Po nich słońce promienie swe rozlały
Człowiek siedział nadal śmiały
Promień z kroplą zaczął taniec
Zimne skały się ogrzały
Ptaki suche się już śmiały
Kwiaty pszczoły zawołały
Gdy tak kropla i promyczek
Tańcowały niczym smyczek
Kwiatom raźniej się zrobiło
Zaprosiły swoje pszczoły
Żeby wieniec upleść złoty
Pszczeli miód się przydał nieco
Bo i on ma złoto przeca
A gdy wieniec był wspaniały
To go ptaki znów porwały
Ale nie widziały to do czego
To zrzuciły go na skały
One złotem się wzdrygały
Piękna niczego nie znały
Człowiek siedzi dalej śmiały
Oczy mu się poplątały!
Oto wianek złoty po skale się toczy!
Ujął go w swe ręce
Ze wzruszenia i omdlenia
Łzy potoczyły się na ręce
Wianek złotym przestał być
Łzy ten kolor zaczęły myć
Ale tu rzecz niebywała
Aż skała zadrżała
Z mokrych rąk i wiankiem ze złota
obmytym
Nowa muzyka grać zaczęła
Kropla, promień, złoto, wianek
I niezwykły ten poranek
Wszyscy znów się dziwowali
Krople, promień, złoto, wianek
Jeszcze szybciej grać zaczęły
Same człeka dłonie się zaśmiały
Bo oto Linkę obejmowały!
Łzawa kropla, promień słońca
Oto początek jest tęczy bez końca
Nikt mnie z tęczy nie wyręczy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.