List do Boga
Wszystkimi zawładnął
Zapał świąteczny.
Smutek w ten dzień
-mówią- zbyteczny.
Zamiast śniegu
Deszczowe kałuże.
Chyba ktoś płacze
Tam w niebie, na górze.
W około choinka,
Prezenty, potrawy.
Czy kogoś obchodzą
Przyziemne sprawy?
Te święta są inne,
Bo pierwsze bez niego.
Wszyscy się śmieją
Bo co im do tego.
Lecz ja tak nie mogę
Wciąż o nim pamiętam.
Na niebo patrzę
Przed Tobą klękam.
Ludzie mi mówią
W przypływie „sumienia”,
Że święta to czas
Marzeń spełnienia.
Jeśli to prawda
O jedno proszę,
Bo smutek i żal
Wciąż w sercu noszę.
Przywróć mu życie
Nie tak na chwile.
Na bardzo długo,
By było mile.
No proszę Cię,
Czy to tak wiele?
By znowu żył,
Był w swoim ciele.
Czemu nie słyszysz
Mego wołania?
Może nie widzisz
Tego starania.
Proszę tak bardzo
Zwróć mu to życie.
Niech znów usłyszę
Serca jego bicie.
Czemu nie słuchasz?
No błagam Cię!
Przecież ja…
Niewiele chcę.
Zrezygnuję z prezentów
We wszystkie święta.
Niech tylko buzia ta
Będzie uśmiechnięta.
Te oczy żywe
Znowu patrzące.
Niech jego ciało
Będzie gorące!
Nie takie zimne,
Martwe i sine.
Ja z wykończenia
Powoli ginę.
Marzenia świąteczne
Podobno spełniają się.
Ja tylko o niego
Tak bardzo proszę Cię.
Boże…
Czemu się śmiejesz?
Chyba już wiem…
Ty nie istniejesz?!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.