Litość
Stój!
Słyszysz?
Strzelam!
Ogniem nienawiści
Pluję pogardą
Życiowy nieudaczniku
Czołgająca się chodnikiem
żałosna kreaturo człowieka
Nie słuchasz?
Nie chcesz słyszeć?
Czułaś kiedyś podeszwę buta
na twarzy?
Chcesz spróbować?
Nie rób teraz niewinnej miny
Mdli mnie od ciebie
Zejdź mi z oczu
Litość? Chcesz litości?
Więc odchodzę pięć kroków
A potem odwracam się
I jednak strzelam
Prosto w serce
Chciałaś litości?
To jest właśnie litość
...i przewróciłam się niezgrabnie
Rewolwer uderzył o chodnik
Zlitowałam się wreszcie nad sobą...
...jak długo nienawiść do siebie może spalać jednego człowieka...? Jak długo można uparcie żyć, dążąc co dzień do samozniszczenia...?
Komentarze (3)
Są dni, że chciałabym jak Ty...
Bardzo mocny wiersz, dobrze poprowadzony.Nie można
zbyt długo rozczulac się nad sobą bo to na pewno nie
przyniesie ulgi
z oczu zniknie....ale w sercu i myślach
zostanie...Pozdrawiam