Lot
Lecę przez kosmos w szalonym pędzie.
Mijam księżyce, słońca, planety.
Mój pojazd długą drogę przebędzie
Nim dobijemy do jakiejś mety.
Cisza spowija wszystko co wkoło,
Niby w zaświatach- umarłych strefie.
Lecąc przyglądam się meteorom,
Te mi najbliższe w całym wszechświecie.
Wielkie komety czy galaktyki
I uciekają i jakby gonią,
Jak w noc bezchmurną, jasne lśnień
błyski,
Co i rozjaśnią i uspokoją.
Gdzie lecę- nie wiem. I wiedzieć nie
chcę.
Rozkoszą dla mnie sam akt latania.
I próżność moją wolność połechce.
Możnością łudzę się uciekania.
Zwodniczy spokój samotnej dali
Tak mnie raduje i tak odpręża...
Ci co zostali- zostaną mali,
Ja chcę słabości swe przezwyciężać.
Budzik. Czas wstawać. Jeszcze choć
chwilkę.
Przecieram oczy. Śpiący, zdumiony...
Więc o tym wszystkim jedynie śniłem?
Dlaczego czuję się uziemiony?
Komentarze (3)
Dobry tekst, nie o kwiatkach, obłoczkach, promyczkach.
Dobrze się czyta i widać, że potrafisz pisać. I
starasz się dobrać dobre rymy. Gratuluję. Miło by było
widzieć KOMENTARZE pod wierszami innych, a nie tylko
+++ zaznaczyć swoją obecność:) Ja zawsze szczerze
dlatego pozwoliłam sobie to co w/w napisać.
bardzo zgrabnie i sugestywnie, doskonale się czyta :-)
Sam też sobie czasem zadaję takie pytanie. Nie ma jak
być tam wysoko. Fajny wiersz, potrafi rozmarzyć.
Pozdrawiam:)