lubię biel. mogę wtedy...
w poczekalni kolejni kelnerzy
polewają szydercze uśmiechy
ze zdobionej karafki
obnażają nienaganne garnitury
a jednak w uzębieniu
wciąż doszukuje się krzywizn
ktoś
podskakuje i podwiesza się
na haku
ja ze zdziwieniem małej dziewczynki
klaszczę
zachwycona [po chwili]
nie
to wcale nieprawda
że dokonałam samogwałtu złamanym paznokciem
przecież wbił się w wargę
przy obgryzaniu
a oczy napłynęły
zbyt wysokie ciśnienie
[szczęśliwie nie podrapałam podniebienia]
zapomnisz o mnie
naturalnie szybko
tylko cyfrówką wychwycę
histeryczny błysk
przy pożegnaniu zakochasz się
w głosie mojego sumienia
akropol zanuci znacząco
melodię o umieraniu
a tłum gapiów żałośnie zatańczy
tylko moje
za(k)łamanie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.