Luc i Fer
Ciemna materia zbiera się nad mą steraną
duszą
nie pomogą jej anioły, ni demony, które
kuszą
przybierając ludzką postać, namiętnie
szepcząc w ucho.
Słyszę bicie własnego serca chyba gdzieś w
oddali
i nie w piersi, lecz wyrwane czyjaś dłoń je
dzierży
zacina się jakby tryby miało, było z zimnej
stali
rdzą się mieni... Cicho by i ciebie nie
zwietrzył.
Czy to koniec jest? Chciałbym by to była
prawda
czy początkiem nieśmiertelności można to
nazwać?
Nieśmiertelnością jestem, tworzę
nieśmiertelność
pytanie pozostaje jedno, czym ja? Anioł czy
Demon???
Odpowiem:
Lubię wczesnym rankiem słuchać śpiewu
ptaków
Ukołyszą ponownie do snu nawet duszę pełną
braków.
Czasem się bawić, to prawdziwa władza godna
bogów
I dla mnie czas się zatrzymał, nie kopcie
grobu.
Fatalnie,bo we śnie to On odebrał mi prawo
głosu.
1881 poczuj,
Emocjami przesiąknięty stoję wtedy w
bezruchu.
Raz na jakiś czas przypomina mi o swoim
uczuciu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.