Ludzie i kwabiny
[1.]
Paul czekał już od trzech godzin na raport.
Dawno przestał się już irytować na tych
dziwaków z sekcji analiz, mimo wszystko
doceniał ich pracę.
Ale tym razem spieszyło mu się, był
przecież umówiony z Ewą po południu. A jak
na złe ci analitycy, niech to jasna
cholera...
Katia uchyliła drzwi i ledwo wstawiła swoje
długie jasne loki do gabinetu.
-Szef sekcji analiz pyta, czy może wpaść za
dwadzieścia minut?
-Jasne, że może, co za pytanie! Niech
przyjdzie jak najwcześniej...
Paul nie znał Katii, choć lubił za nią
wodzić oczami. Nikt nie wiedział dokładnie,
kim ona jest. Od czasu werdyktu komisji
Skarżowa nikt nigdy nie miał prawa pytać
nikogo, kim jest i jaki jest. Dotyczyło to
ludzi, jak i cyborgów. Nie dotyczyło
kwabinów, na całe szczęście.
Plotki mówiły, że Katia jest cyborgiem
najnowszej generacji. Jej właścicielką była
dawniej ponoć jakaś rodzina z Dalekiego
Wschodu, podstawiona przez faceta z dużą
kasą z Berlina. Nieważne, Paul nie
interesował się kobietami na tyle, by
sprawdzać bez potrzeby, kto kim jest.
Za wersją o cyborskim rodowodzie świadczyło
to, że Katia kiedyś podobno straciła oddech
na 60 minut - tak według odczytu z jej
personalnego czipa, do którego ktoś dotarł.
Nie wiadomo, czy to w ogóle była prawda, bo
dotrzeć do tak prywatnych zapisów to jak
wybrać się na obcy dysk. Gdyby tak było, iż
taka awaria miała miejsce, to byłoby to
dość ciekawe. Tylko cyborgi mają
biozasilanie awaryjne tak skonstruowane, że
mogą wrócić po zapaści nawet po 3 lub 4
godzinach, a nawet więcej. Człowiek po
wytrenowaniu oddechu według starej metody
Georgesona wytrzymuje najdłużej na
17-18-minutowym bezdechu, ale to i tak
rzadkość.
Na ciekawskie pytania kolegów czy znajomych
Katia zawsze odpowiadała o sobie krótko:
"Nie wasza sprawa". Nikt nie wiedział,
gdzie mieszka, skąd przyjeżdża. Jeździła
zawsze sama jakimś takim zielonym rowerem,
czasem dojeżdżała publicznym retrakiem.
Gdy szef sekcji analiz już wszedł do
sekretariatu, Paul ujrzał go za szybą
drzwi. Rudolf był dość młody, miał
doskonałą opinię rzutkiego i bystrego
analityka. Nie mógł to być cyborg, przepisy
już dawno zabraniały obejmowania takiego
stanowiska istotom nie będącymi w pełni
ludźmi. Jak to się odbywało, kto
weryfikował - Paul nie miał pojęcia.
Przepisy były jeszcze z dwa sto piętnastego
(przecież to archaizm w 2144 roku!) i wielu
je próbowało podważyć, ale zarząd Dysku
Petersburg nie interesował się tymi
protestami. Wciąż trzymali wszystko i
wszystkich twardą ręką, na dodatek mało kto
oficjalnie przyznawał się, że miał w tych
sprawach rozeznanie. Bywało
niejednokrotnie, że plotek było mnóstwo,
tak jak właśnie z Katią.
Złotowłosa księżniczka (tak ją czasem w
myślach Paul nazywał) znów uchyliła drzwi i
zapytała jakby trochę zachrypniętym
głosem:
-Jest Rudolf. Może wejść?
-No, pewnie. Proszę, czekam, niech
wchodzi.
Rudolf, potężnie zbudowany blondyn o
jasnych oczach, usiadł przy biurku. Za nim
stanął kwabin na oko trzeciej generacji z
jakimiś glaskami w ręku.
Paul skinął głową dając do zrozumienia,
żeby kwabin wyszedł.
-Spokojnie, Paul, przez chwilę porozmawiamy
w trojkę. Nie po to mam Bixa, żebym musiał
ci wszystko sam tłumaczyć.
Paul znów skinął głową, tym razem z
aprobatą.
-Bix - rzucił Rudolf - składaj raport,
proszę.
-Który? Ten ostatni czy minus jeden?
-Zacznij od minus jeden, potem uzupełnisz
danymi z ostatniego.
Bix stanął bliżej fotelu Paula i położył
dwa glaski na blacie. Pierwszy z nich
zalśnił i zaświecił się, wtedy Bix zaczął
swoją opowieść:
-Według naszych ustaleń Gordinow jest
prawdopodobnie agentem Kręgu Pekin,
wykupionym przez wywiad tamtejszego Dysku
...
-Bix - przerwał spokojnie Paul - ustaw głos
trochę niżej i ciszej. Trudno mi słuchać,
brzmisz jak stara piła tarczowa.
"Cholera - pomyślał, sam nieco zaskoczony
swoim porównaniem - czy ktokolwiek z nich
wie, jak wyglądała i jak brzmiała 'stara
piła tarczowa' ?"
Kiedyś o tym czytał w Archiwum Ziemi, zanim
jeszcze próbowano oficjalnego wprowadzenia
nowej nazwy dla planety - Ocean. Bo jak
argumentowali zwolennicy zmiany - jaki był
sens tak długo trzymać się niezgodnej z
prawdą nazwy "Ziemia", gdy niemal nikt z
żadnego oceanicznego dysku ani kręgu nie
widział prawdziwej, starej - jak niektórzy
mawiali poczciwej - "Ziemi"? Takiej, jak
opisywały Archiwa Ludzkości, tej oblanej
słońcem, z błękitem nieboskłonu i falującą
powierzchnią rzek, jezior, mórz, oceanów?
Teraz docierały tam tylko wyprawy
naukowo-badawcze, finansowane przez zarządy
dysków, co i tak ściągało na nich mnóstwo
krytyki (że to niby marnotrawstwo
deficytowej energii i ogromne koszty).
Zarząd Petersburga kierował się jednak
chęcią ustawicznej współpracy z innymi
dyskami, żeby nie przegapić w przyszłości
możliwości ponownej kolonizacji stałej
powierzchni planety.
"Nieobecni nigdy nie będą mieli racji" -
przekonywał premier.
Podobno będzie to całkiem realne, ta
kolonizacja, za jakieś kilkadziesiąt - sto
lat, ale nawet "najmędrsi z mądrych" nie
mogli mieć pełnej wiedzy w tym zakresie.
Tak czy owak dobrze się stało, że sprawa ze
zmianą nazwy upadła i została bezpowrotnie
wykreślona z zadań administracji.
"Ziemia zawsze była i będzie Ziemią, także
w tych najstraszniejszych czasach" - Paul
tak wielokrotnie myślał, wspominając swoje
dzieciństwo i młodość w rodzinnej
Szwajcarii.
Teraz uświadomił sobie, że znów na chwilę
się wyłączył i odpłynął gdzieś myślami, co
nigdy tutaj nie było dobrze widziane. Do
rzeczywistości przywołał go łagodniejszy
już dźwięk głosu Bixa:
-Dobra, już poprawiłem. Teraz jest
dobrze?
-W porządku, dziękuję, jest OK.
Paul znał etykietę obowiązującą we
wszystkich urzędach Dysku Petersburg: nawet
wobec kwabinów należy być uprzejmy i
cierpliwy. Trzeba na nich uważać, ale w
najwyższym możliwym stopniu jednak im
ufać.
[ciąg dalszy być może kiedyś nastąpi]
Komentarze (11)
Amor
Bardzo dziękuję za wizytę, czytanie i komentarz.
Pozdrawiam serdecznie.
Cóż za fascynująca opowieść/ powieść :) Mimo całego
postępowi jednak w 2144 roku wciąż istniał zielony
rower :)
Sławomir
Ogólny zarys opowiadania mam "w głowie", ale to
przecież bardzo daleko do tego, by je skończyć. Moje
poprzednio dwie tutaj na Beju publikowane powieści nie
doczekały się zakończenia. Niestety brak mi na nie
czasu, by zakończyć.
Co do "jakości" pisania - trudno mi się wypowiadać o
moim własnym pisaniu. Z całą pewnością pozytywne
komentarze, jakie tutaj otrzymałem za moje wiersze, są
dla mnie największą nagrodą za moje (w gruncie rzeczy)
hobby czy zamiłowanie. Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo lubię fantastykę. :)
Proszę o następny odcinek. To jest opowiadanie godne
wydania jako kaiążka. :)
P.S. Różnica między nami Januszu Krzysztofie jest
taka, że Ty lepiej piszesz, a ja mam w przeliczeniu na
wiersz więcej punktów. To ostatnie jest zależne od
celu, jaki sobie autor stawia, po części od jakości
wierszy i w dużej części od ilości napisanych
komentarzy.
Waldi
Ola
Anula
Turkusowa Anna
Zmegi
Mgiełka
Pięknie dziękuje za odwiedziny i czytanie 1-szego
odcinka mojego opowiadania s-f. Czy będą następne tego
jeszcze nie wiem, bo należałoby się dobrze zastanowić
nad tym, jak poprowadzić dalej losy głównych bohaterów
(Paweł i Ewa) osadzonych w przyszłości. Dziękuję i
pozdrawiam weekendowo.
Zaciekawiło mnie opowiadani. Przyznam, że podoba się
bardzo. :)
Fajnie się czyta i podoba się bardzo;)pozdrawiam
cieplutko;)
Nie moje klimaty ale muszę przyznać że ciekawa proza.
Pozdrawiam :)
Ciekawe jak to się robi z cyborgiem,
sprawdzę, jak ją tylko dorwę.
Pozdrawiam Januszu, czekam na c.d.
Paweł cierpliwy a u mnie to słaba strona tej
cierpliwości
Pozdrawiam
opisujesz ciekawą historię ... o której ja nic nie
słyszałem ...czy wstyd się przyznać ... ale nie jest
wstydem ją przeczytać i poznać ..więc dobrze by było
aby ciąg dalszy nastąpił ...