lunamorfoza lub kornelias things
zbaczam z drogi, o jedną, którąś, znów za
mało.
wcielenia całkiem drugie, pakowane jak
śniadanie.
zawijała starannie, dzieląc na pół ostatni
piątek,
aksjomat, ten wielki. wkładam w zasuszone
myśli.
ślepy Gaspar, w poszukiwaniu własnego
klucza.
nie popieram doświadczeniem, nie trzeba
budzić.
senność jest jak przydomek, nadany przy
przyrodzeniu.
dyskretnie, od niechcenia, portret, palcem
po wodzie.
pisany oducza, kataloguje skrawki pamięci.
mam nadmiar, z wyraźnym zamiarem
pozostawiam.
rękawiczki jak pośmiertne aureole. wkłada
dyskretnie
dotykiem jak stad do wieczności. dzieje się
ludzkość.
w żyłach tańczy coś z podwójnych. boski
lupo.
do księżyca. wieczorna implozja zamknięta
na oscierz.
na skórze drzemiące tajemnice, śmiertelne
likemie
sprzyjam im pomiedzy północą, gładząc
przemiany.
Komentarze (5)
bardzo dobry:) szczególnie ostatnia podoba mi się
wzrusza Dobra poezja +
Korneliusie, w Twojej poezji jest to, co lubię o Wilka
- ten dreszczyk w trakcie czytania, te napięcie do
samego końca. Lubię tak. Pozdrawiam ciepło.
Wow! extra:) pozdrawiam
Twoja poezja jest tak świeża i ponadczasowa, że można
czytać i czytać. pozdrawiam serdecznie :)
podoba mnie się! pozdr.