Lustro
Ukochanej Żonie...
Jestem niczym tafla szkła
Niby kruchy a jednak wciąż
w swym kształcie trwam
cała ma moc
wszystkie me siły
to to że jestem
z tysiąca cząstek
z milionów szkiełek tak nikłych
co razem tworzą dzieło tej ziemi
jesteśmy ludźmi z tysiąca
szkieł zlepieni...
I o to na mym jasnym pulpicie
są rysy tak wielkie
rany przejrzyste
to Twój ślad
to też moje łzy
tysiące małych ran
tysiące małych rys
skruszone szkło
lecz kształt zachowany
nie pękłem ze strachu
cierpienie wytrwałem
I oto pojawiasz się ty
klękasz i prosisz
widzisz się w Nim
To twoje lustro
Twarz twa pokiereszowana
zniszczyłaś swój świat
zniszczyłaś odbicie swego ciała
i wylewasz po cichu każdą łzę
a ona spada na lustro
w każda ryskę w niej
I ślady znikają
znikają łzy
i odbicie powraca
i świat nowszy jest niż był
i przejrzystość powraca
powracają sny
są snów marzenia
jesteśmy Ja i Ty....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.