Lutowy poeta /z świętochłowic /
Lutowy poeta
(wybaczcie to słowo -poeta )
Raz woła mnie wena , w północnej coś
porze
Budzę się natychmiast , przychodzę
A była zima , mróz tęgi na dworze
Zawieja! zaspy na mojej drodze
Powieziesz słowa miłości (licho mnie
przywiodło)
Tak sobie pod nosem mruczałem
Za torbę z listem, za trąbkę, za konia
W nieznane jak szaleniec pognałem
A wiatr świszczy , śnieg kreci wiry i jest
ciemno
A w tej ciemności dla mnie bezdroże
Jakieś światełko u okna chatki przede mną
Podjeżdżam- chucham na szybę, mój boże
Wybiegli ci z chaty głos zmieszany
Myśleli żem wzywał pomocy
Oni ci z chaty, ktoś pewnie zbłąkany
Brnął koniem w śniegu w śród ciemnej nocy
Strząsnąłem płat śniegu z mej białej szaty
Ślad kopyt zostawiłem na drodze
Stanąłem wśród gości z podniesionym
czołem
I swój nowy wiersz w ciszy chaty
zacząłem
Wracam o świcie kawał śnieżnej drogi do
domu
We mnie nie pewność strach ogarnął mnie
skryty
Weno czy ciebie zawiodłem, skradam się po
kryjomu
Czytany w chacie wiersz mówili, był
znakomity
Autor:slonzok
Bolesława Zaja
Komentarze (4)
Pozdrawiam Bolesławie:-)
Sympatyczny, przyrodniczy wiersz, pozdrawiam
serdecznie :)
Kto powiedział, że poecie jest łatwo prezentować swoje
wiersze, jak słusznie zauważyłeś , wena zrywa nas po
nocy i gna wśród zamieci życia w najdalsze krańce
ziemi, a szczęście się uśmiecha do niego tylko wtedy,
kiedy wiersz znajduje uznanie... :)
Pięknie, nawet cieplutko, chociaż rzecz dzieje się w
lutym, gdzie mróz i zawieje. Pozdrawiam serdecznie
Bolesławie.