Łza o domu
Coraz więcej ludzi
chciałabym spalić czasami.
Coraz więcej mostów
odbudowuje myślami.
Jak morze szerokie
wspomnień gęste lasy,
wokół mnie żal i smutek,
tęsknota za tamtymi czasy.
Wyciągają swe ręce,
ciągną za nogawki.
Wyglądają zza rogu
mej pięknej, czarnej kanapki.
A ja wzrok odwracam,
tłumaczę, jak głupia,
jam zakochana,
już nie tu moja dusza.
Choć trzyma mnie daleko
jeno własna głupota
i własna wiara
że ktoś mnie kocha.
Choć drzwiami trzasnąć
tak byłoby warto,
a na wspomnieniach obwiązać
wstążkę z kokardką,
jak prezent,
móc pisać je dalej.
Powrócić do domu,
mej okolicy tak ukochanej.
Podziwiać niebo
tak jasne i czyste,
drzewa za oknem
stojące od zawsze, ojczyste.
Docenić wszystko co miałam,
nie zdając sobie sprawy
jak bardzo
ach bardzo kochałam.
I ja wciąż mogę,
one wciąż czekają.
Lecz miałam żyć tutaj,
w dodatku wyjść za mąż.
Komentarze (3)
Na życie jak na obraz trzeba spojrzeć czasem z
dystansu. Wtedy widzimy co ważne a co mało ważne.
Pozdrawiam
Taki romantyczno-renesansowy z formy. Może się
podobać. Ciekawy tytuł, jakby łza była formą
literacką. Czemu nie.
Czytelny przekaz: o tęsknocie, która nie opuszcza
emigrantów.
Pozdrawiam:)