Mała i naiwna
Kiedyś wierzyłam, że
Gdy jestem smutna
Słońce nie zejdzie, że
Oczyszczę sumienie
W zimnym i strasznym kościele, że
Myśli samobójcze w gimnazjum
I pocięte ręce to grzech!, zabijała
Mnie ta myśl, bardziej niż trucizna,
Byłam naiwną, głupią,
Małą blondyneczką
O anielskiej porcelanowej buzi,
Moja nadgorliwa wiara
Zafundowała mi garść psychotropów
I proszków nasennych
Zafundowała szaleństwo mojej rodzinie
Żeby tylko ten ktoś wiedział,
Jak go bardzo nienawidzę
Zastrzeliłabym go,
Otruła , dosypała garść narkotyku do
herbaty
Robiąc to wszystko w gumowych rękawiczkach,
aby
Nie zostawić po sobie śladu
I zniknęłabym z czystym sumieniem…
Komentarze (27)
Madzia dziewczę drogie ...
Why so Sirius?
wiosna, radością emanuj :)
samotność - jakby o niej nie pisać zawsze jest smutna
- ta Twoja aż mroczna - ciekawy wiersz - cieplutko
pozdrawiam:)
Mrocznie, ale konsekwentnie. Podoba mi się Twój styl
pisania, chociaż bałabym się, gdyby mój syn miał takie
myśli:). Pozdrawiam
Co podlizujesz się bo nie masz pół litra?
hahahahahahaa:)
Wybacz mi moje wypaczone poczucie humoru, prosze:)
no no emcio łobuzie :):)
Anna - możesz się przyłączyć, ale pól litra na
wejście.hihihihi:)))
:):) Jakie tu ciekawe pogaduszki
Włąśnie misia!! "zanosi się" o to znaczenie mi
chodziło...
dobranoc:)
ja na to mówiłam, że się zanosi, zwykle to było gdy
czymś się zdenerwował czy uderzył, ale jest na to
lekarstwo, witamina E w dawce uderzeniowej, podobnież
zastawka serca nie działa prawidłowo, nie ma bodźca,
aby się rozkurczyła...wtedy sztuczne oddychanie, zimna
woda, a najlepiej klapsa...ten problem zakończyliśmy
właśnie po podaniu tej witaminy, a przedtem biegaliśmy
od lekarza do lekarza...nic nie pomagało
Misia, powiedz mi tylko jak to się nazywa, a dam Ci
spokój!
Kiedy dziecko robi się sine i się dusi!
Magda się nie obrazi, ona jest wyluzowana:))
nieznośny emcio, ale milusiński, na tym skończmy pod
tym wierszem, możemy iść na inne podwórko, bo tu
piszemy nie na temat, o wierszu trzeba pisać.
Dobranoc, następne pogaduchy pod moim wierszem.
Przepraszam Magdo:)
Misia!
Ja też miałęm coś takiego, ale sąsiadka złapała mnie
za nogi i wstrząsła mną!!
Miałem 2 lata wtedy ponoć...
Nie wiem jak to się kurcze nazywa...
Ale, od tego momentu jestem ponoć nieznośny:)))
oj, bo nas tu wyrzucą za pogaduchy...fakt jest taki,
że akurat pod względem zdrowotnym z tym synem miałam i
mam problemy, ma za sobą m.in śmierć kliniczną w wieku
czterech i pół roku...prawdopodobnie jakieś osłabienie
z tym związane, krew jest nie taka jaka być
powinna...ale dużo by tu opowiadać. Wszystko się
zmieniło, my też:)
Misia - z tym jodcem to tak było jak mówisz:)
Mama mi opowiadała, że wogóle wszyscy w domu
siedzieli, na spacer nie wychodzili z dziećmi, choć
ZSRR przyzxnał się do tego dopiero po fakcie:)
Ale, czy pomogło?
hihihihiii:)))
Na mnie chyba nie!
pamiętam dokładnie, ściągałam szybko pieluchy ze
sznurka, potem obowiązkowo do ośrodka po jod dla
dzieci...to były czasy