Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Mały ptaszek (7)


Rozdział 3. Zbyszek.

Jednak Jacek nie wrócił tak szybko ze szpitala, jak zapowiadała doktor Stec. Miał tego pecha, że znalazł się w tych kilku procentach pacjentów, którzy wpadają w komplikacje po zabiegach wewnątrz czaszki, nawet przeprowadzanych z użyciem wyspecjalizowanego robota neurochirurgicznego.
Jacek "wypchnął" już z siebie tę kapsułkę, o której mówił Tomasz, więc po trzech dniach usunęli jego dyskretną obstawę, bo uznali, że już nie ma dla niego zagrożenia. Zwłaszcza, że jak zapowiadał Tomasz, agenci "zdjęli" trzy osoby uczestniczące (czy na pewno oni?) w napadzie tamtego pamiętnego sierpniowego poranka.
Tego się dowiedziałem od oficera Agencji Bezpieczeństwa, który przesłuchał mnie któregoś następnego dnia, jeszcze w sierpniu, na okoliczność tej rozmowy telefonicznej, którą prowadziłem z Jackiem w chwili napadu. Przesłuchanie miało miejsce w pewnym tajemniczym ośrodku rozpoznania niedaleko od centrum Warszawy. W umówionym dniu podjechali do mnie pod dom i przewieźli wewnątrz wypasionego, klimatyzowanego wehikułu do miejsca, którego nie jestem w stanie zlokalizować, tak było wszystko schowane i zasłonięte za nieprzepuszczalnymi szybami kabiny pojazdu. Przejazd na sygnale trwał niewiele ponad pół godziny, tyle samo mniej więcej zajął powrót. Samo przesłuchanie trwało wszystkiego niewiele ponad pół godziny, plus trochę oczekiwanie na oficera, który coś jeszcze innego miał do załatwienia w tym samym czasie. Anny i Agnieszki nikt nie przesłuchiwał, przynajmniej nic o tym nie wiem.
Potwierdziło się, co dowiedziałem się od owego oficera, że nagranie rozmowy po analizie speców od mowy - a właściwie to jedno niepełne polecenie głosowe jednego napastnika do drugiego - będzie twardym dowodem na uczestnictwo co najmniej jednego z bandziorów w tym napadzie. Oprócz nagrania głosu komórka Jacka robiła także zdjęcia i nagrywała film, więc wiele elementów nagrało się i będzie dowodem w sprawie. Jak dotąd te i inne dowody oraz ustalenia śledztwa pozwoliły zatrzymać tych trzech drani, co zbili tak dotkliwie Jacka, że do tej pory nie odzyskał przytomności. Natychmiastowa gotowość do wykonania takich nagrań z kamer i mikrofonów w telefonie i na kurtce Jacka jest jednym z elementów systemu bezpieczeństwa, jaki miał chronić go z powodu jego pracy dla wojska. Niestety, element ten nie wystarczył tym razem, by naszego syna ochronić.

Co prawda sceptyczna jak zawsze Anna mówi, że to chyba lekarze popełnili jakiś błąd przy Jacku, że tak się to wszystko skomplikowało, ale nikt nie jest w stanie im tego udowodnić. No bo jakim cudem bylibyśmy w stanie przegadać elokwentną panią neurolog Sylwię Stec?
-Na pewno coś w tym jest - mówiła ze łzami w oczach Anna. -Inny lekarz neurolog w tym szpitalu powiedział mi dwie rzeczy. Po pierwsze, ustalili, że Jacek został bezpośrednio uderzony w okolicy prawej skroni jakimś bardzo twardym narzędziem. Ale niestety uderzenie to spowodowało, że przewrócił się i uderzył o jakieś elementy betonowe na tym pasażu, gdzie to się stało. To spowodowało silny uraz wewnątrz czaszki. Tak silne, że Jacek stracił przytomność. Potem ją na jakiś czas odzyskał, ale na niedługo, bo w szpitalu zaczął znów ją tracić. To jedno.
-A co drugie? - zapytałem.
-Lekarz powiedział, że w takich przypadkach mogą wystąpić trudne do znalezienia mikro-urazy wewnątrz czaszki, na przykład gdzieś w środku mózgu. Taki krwiak w środku w związku z tym może być niedostępny nawet dla takiego aparatu, jak ten robot pani doktor Stec. Może być poza zasięgiem i poza kontrolą w czasie operacji, jest schowany gdzieś w środku mózgu i żaden chirurg, mający najlepszego nawet super- mikro- robota nie wykona wszystkiego, by taki uraz usunąć czy uleczyć. Nie wiadomo wówczas, co się z nim dalej stanie.
-Nie pozostaje nam nic innego jak zaufać Bogu - rzekłem w zamyśleniu.
-Tak. Ja mu już raz zaufałam, Zbyszek, zaufałam - jej ciało zaczęło dygotać, schowała twarz w swoich dłoniach. Objąłem ją i spróbowałem przytulić. Dygotała dalej, a ja razem z nią.
-Zbyszek, czy moje serce wytrzyma utratę drugiego mojego dziecka? Zbyszek, ja nie dam rady, ja umrę razem z Jackiem.
-Aniu, nie mów tak! Jacek wyjdzie z tego! Musimy poczekać, nie możemy tracić nadziei.
-Zbyszek, nie wiem, nie umiem. To ponad moje siły. Tyle na mnie spadło, nie wiem dlaczego. Czym zawiniłam? Wtedy Zosia, teraz Jacek. Nie, nie dam rady drugi raz...
Łkała bezgłośnie i bez łez z twarzą na moich piersiach. Całowałem jej włosy, ale sam nic nie umiałem powiedzieć. Nic, tylko czekanie. Na co? Na co, Boże jedyny?

Dla Agnieszki przyszedł także ciężki okres, bo chciała być przy swoim mężu, z którym nie wiadomo, co będzie dalej. Jednocześnie nie mogła zostawić swoich dzieciaków, jak zwykle była przy nich trochę jakby "przyspawana". Jej matka trochę pomagała, także trochę Anna, ale i tak było jej ciężko znieść to wszystko.
Starszy synek Jarek był zawożony w ciągu tygodnia na kilka godzin dziennie do przedszkola, ale Kasia jeszcze nie i była cały czas z mamą.
Agnieszka korzystała też co prawda z pomocy niani, młodziutkiej Asi, która czasem przychodziła do dzieci, ale jednak bardzo sporadycznie. Agnieszka mówiła, że jeśli niania, to tylko Asia, nigdy nikomu innemu nie powierzyłaby swojego dziecka.
Jasne, że obie babcie i dziadek też miały jej zaufanie, ale nikt spoza ścisłej rodziny. Jedynie Asia.
Asia, studentka przybyła z dalekiego Chicago, studiowała na Uniwersytecie w Warszawie i jakimś zrządzeniem losu zyskała takie zaufanie Agnieszki, że ta akceptowała ją do opieki nad dziećmi. Asia nie miała jednak tyle wolnego czasu, by być tutaj częściej, więc nie załatwiało to sprawy do końca.
Dzieci uwielbiały Asię, mówiły jej po imieniu, ona je całowała i przytulała jak matka czy właściwie starsza siostra. Czasem grała im na malutkiej mandolinie i śpiewała zabawne piosenki, po polsku i po angielsku.
Asia to dziecko emigrantów z Polski, którzy wyjechali z kraju na początku tego wieku, na fali emigracji po wejściu do Unii. Kręcili się po Wyspach Brytyjskich, a potem „skoczyli” do Chicago i tam zostali być może na stałe. Teraz zapragnęli, żeby ich Asia studiowała w starym kraju. Tak się też stało i od dwóch lat Asia była tutaj. Ładna, miła dziewczyna, skromna i rozsądna. Taka perełka, co się trochę już przywiązała do pierwszej ojczyzny swoich rodziców.

Anna opowiedziała mi trochę o ptaszku i swojej w tym wszystkim roli.
-Jacek kiedyś wpadł do mnie, gdy ciebie nie było. Przyniósł, jak on to powiedział, zabawkę - małego czarnego ptaszka z żółtym dziobkiem. Ptaszek "mówił" do mnie w taki sposób, że słowa wypowiadane przez Jacka były zamieniane na te same, ale wypowiadane przez inny głos. Jacek mówił szeptem i to wystarczyło, by ptaszek mówił to samo głosem zamienionym na inny głos, na przykład jakiejś aktorki lub po prostu jakimś damskim głosem. Ptaszek fruwa bezgłośnie, machając skrzydełkami. Jak usiądzie na twojej piersi, to cię trochę ogrzeje poprzez te swoje urocze jedwabne piórka. Jacek mówił, że wspólnie z kolegami zrobili go w pracy, ale jak mówił Tomasz - to głównie Jacka dzieło.
-Najciekawsze dla mnie było, że ptaszek wykonuje badania. Przeróżne. Okazuje się, że człowiek jak śpi, to można go skłonić, jego mózg, do otwarcia oczu. Ptaszek łaskocze skórę na twarzy lub coś tam wysyła, jakiś sygnał, a ty otwierasz oczy na krótką chwilę, choć dalej spisz, a za chwilę twoje oczy znów się zamykają.
Jacek wpisał ptaszkowi takie różne funkcje i umiejętności. Ptaszek "stoi" bezgłośnie w powietrzu przed twoimi oczami i gdy je na sekundę otworzysz, to ptaszek zeskanuje dno twojego oka. Tak zrobił też przy tobie - zeskanował dno obu twoich oczu.
-Naprawdę? Rzeczywiście to zrobił? - zapytałem coraz bardziej zdziwiony.
-Tak, kochanie, ptaszek zbadał cię, mimo że o tym nie wiedziałeś. Zrobił ci też coś w rodzaju echa serca, choć mniej dokładne niż w pełni przeprowadzone tego typu badanie. Zrobił ci też wstępne badanie krwi i wstępne badanie o stylu czy zakresie przypominającym EKG.
-Ale przecież Jacka nie było nigdy u nas, gdy spałem w nocy!
-Jacek nauczył mnie podstawowych czynności przy obsłudze ptaszka. Nie musiałam nic wymyślać, Jacek wszystko poustawiał. Ja położyłam się na twoim łóżku i udawałam ciebie, a Jacek wprowadził trajektorię lotu ptaszka z mojego gabinetu do ciebie, żeby usiadł na twoich piersiach - czyli w czasie ustawiania tej trajektorii na moich. Oraz na koniec - żeby powrócił do mojego gabinetu i usiadł grzecznie na moim biurku. Ptaszek wyfruwa jednym oknem i wlatuje drugim, pod warunkiem że oba są otwarte. Jeśli któreś nie jest otwarte, to ptaszek poczeka, aż ktoś je otworzy. W czasie tej przymiarki, gdy leżałam na twoim łóżku, a Jacek wszystko ustawiał, kilka razy specjalnie "wierciłam się" tak mocno, by ptaszek ze mnie spadł. On za każdym razem pracowicie podnosił się i siadał na tym samym miejscu, gdzie był przed spadnięciem. Taki jest sprytny.
-To w takim razie kto ze mną rozmawiał - ptaszek, czy ty? - zapytałem, coś przeczuwając.
Anna roześmiała się serdecznie. Rzadko jej się zdarzało ostatnio roześmiać się perliście, jak teraz.
-Zbyszku, przepraszam cię, to był taki nasz żart, mój na spółkę z Jackiem. Ptaszek co prawda umie samemu prowadzić rozmowę, nawet na dość wysokim poziomie samodzielności. Nawet na dość zaawansowane tematy, jak na swój ptasi móżdżek. Ale jest też opcja, że to ja, czyli w danej chwili operator, rozmawiam z tobą, będąc po drugiej stronie ściany i udając ptaszka. A jego rolą było tylko przetransmitować rozmowę w obie strony - twoje wypowiedzi do mnie i moje do ciebie. A żebyś mnie nie poznał, to ptaszek zamieniał te moje słodkie słowa na wypowiadane przez inną osobę. To są takie sympatyczne możliwości, które Jacek uruchomił i pokazał mi jak się tym posługiwać.
-No dobra, a co z tą moją rzekomą chorobą serca? - spytałem trochę już zdezorientowany co do tego, czy jestem przy zdrowych zmysłach.
-Tutaj, niestety, nie mam dobrej odpowiedzi, kochanie - Anna przytuliła się do mnie i objęła. - Na moim wyświetlaczu pokazały się dwa komunikaty alarmowe. Jeden o twoim sercu - masz podobno wczesną fazę choroby niedokrwiennej serca. Mówiąc krótko, grozi ci zawał, jeśli nie zaczniesz o siebie dbać i nie będziesz się leczyć. Masz też zbyt wysokie ciśnienie krwi, o czym mówił ten drugi komunikat. Niestety, ja umiem tylko operować na poziomie czytania komunikatów alarmowych, więc nie potrafię ci przekazać szczegółów. Byłam wtedy, kiedy go napadli, umówiona z Jackiem, że wpadnie do mnie i odczyta dokładnie zawartość pamięci ptaszka, nie tylko komunikaty. Mieliśmy się w tym celu spotkać u mnie w klubie, ale wiesz przecież, co się stało i co przeszkodziło mi się spotkać.
-Ale jak miał to Jacek odczytać, skoro ptaszek został wtedy w szufladzie twojego biurka?
-Okej, ale zabrałam wtedy specjalny glassfon, które mi zostawił Jacek, w których jest też cały system komputerowy zarządzający ptaszkiem i posiadający w sobie całą pamięć, między innymi twoje badania. To samo jest też zapisane w samym ptaszku - słodki pocałunek zakończył opowieść Anny.
Tak, wszystko niemal stało się dla mnie jasne. Anna dodała jeszcze na koniec, że niezależnie od wszystkiego powinienem się wybrać do lekarza. Nie byłem już przecież na badaniu swojego organizmu od co najmniej trzech lat. Przyrzekłem jej solennie, że tak zrobię.

Jacka nie przewieźli do innego szpitala, tkwił dalej na OIOM-ie w Wolskim. Już czwarty tydzień po operacji.
Agnieszka wraz ze swoją mamą uruchomiły jakieś swoje możliwości i znajomości, żeby wypisać go ze szpitala i przywieźć do domu.
Tak się stało i pewnego dnia ambulans przywiózł go wraz z niezbędnym osprzętem medycznym. Bardzo to było przykre widzieć, jak nasz syn bezwładnie i bez możliwości kontaktowania się z nami leży na szpitalnym łóżku, na którym go przywieziono do domu w Komorowie, któregoś dnia w środku września. Cała masa jakichś aparatów, monitorów, wyświetlaczy, rurek, złączek, światełek...
Co drugi dzień przychodził (przyjeżdżał) lekarz, żeby wszystko sprawdzić i obejrzeć, omówić i podsumować. Wszystko na zasadzie i zgodnie z warunkami ekstra-pakietu ubezpieczenia medycznego, którego firma wykupiła Jackowi i niektórym innym pracownikom, którzy tego chcieli.
Tomasz załatwił także robota do opieki nad Jackiem - tym razem o wdzięcznym imieniu Racuszek, cokolwiek to miało oznaczać. Racuszek jest także, jak mówi Tomasz, człekokształtny. Ma swoje kończyny, dość dobrze przypominające ludzkie, które są sprytnie okryte jego sztucznymi mięśniami. Choć normalnie ma niewiele ponad metr wysokości, to w razie potrzeby może jednak wyciągnąć ręce czy głowę na znacznie większą odległość, co wynika z jego normalnej "robociej fizjonomii". To ponoć jedno z najnowszych „dzieci” firmy Robotics, jeszcze bardziej zaawansowany techniczno-medycznie niż znany nam dotąd robot Jacuś ze szpitalnego OIOM-u.
Racuszek posiada jeszcze inne cechy, które go w jakimś sensie upodabniają do człowieka, a także jest po swojemu „ubrany” w powłokę, przypominającą ubranie ze sztucznego jedwabiu czy poliestru. Będzie tkwił cierpliwie przy Jacku i będzie w stanie zrobić przy nim wszystkie podstawowe czynności medyczne i pielęgnacyjne. Gdy ktoś z osób dorosłych jest także w pokoju, Racuszek zawsze czeka ze swoją reakcją o kilka chwil czy sekund dłużej, bo być może ktoś inny chce wykonać wcześniej, przed nim te czynności, które są potrzebne i wymagane przy Jacku.
Racuszek jednak cały czas patrzy i pilnuje, czy wszystko jest robione "profesjonalnie". Gdyby miał zastrzeżenia, to odezwie się swoim spokojnym, delikatnym głosem i podpowie, co i jak należy zrobić inaczej, skuteczniej lub lepiej. Gdyby coś było zdecydowanie źle, Racuszek przejmie sam inicjatywę, lub zaalarmuje swoim głośnym świdrująco brzęczącym dźwiękiem, że to coś mu się nie podoba, bo jest robione nieprawidłowo i poprosi, by to on, robot, zrobił to coś poprawnie. Oczywiście wyjaśni, co takiego jest czy było źle robione.
Tyle, ile może, Agnieszka sama sprawuje opiekę nad Jackiem, ale jednak nie zawsze jest to możliwe. Często bywa tutaj i pomaga Anna, czasem także i ja. Anna bierze tyle wolnego z pracy ile może, choć to w obecnym intensywnym okresie jest dla niej trudne.
W nocy lub wtedy, gdy nie ma nikogo w pokoju, można polegać na tym, że Racuszek wszystko sam perfekcyjnie załatwi. Jacek jest karmiony poprzez kroplówki, nad czym także twardo czuwa Racuszek.
Kasia - i jeszcze bardziej starszy Jarek - bardzo często i chętnie przychodzą do taty. Powtarzają po mamie, Agnieszce, te proste czynności, których nie zrobi nigdy żaden robot - głaszczą tatę po rękach, po nogach, po twarzy. Opowiadają mu swoje dziecięce ważne sprawy. Jarek już umie tacie przeczytać swoje książeczki, co wprawia w dumę moją Annę, jego babcię.
Kasia przynosi i "pokazuje" tacie swoje malunki, wykonane kredkami na białym papierze, swoje wycinanki, swoje laleczki.
Jarek też "pokazuje" tacie swoje skarby, wykonane w jego pokoiku czy też w przedszkolu. Pieski z papieru, czołgi z kartonu, ludki z plasteliny…

Dodano: 2016-09-02 14:44:56
Ten wiersz przeczytano 809 razy
Oddanych głosów: 10
Rodzaj Nieregularny Klimat Obojętny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (13)

_wena_ _wena_

Ten rozdział przeczytam jednym tchem.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Beata
Zosiak
Amor
Bardzo dziękuję za wizyty, komentarze i zapraszam
serdecznie do dalszego czytania.
Pozdrawiam i życzę dobrego weekendu.

AMOR1988 AMOR1988

Świetna powieść, bardzo wciągająca

Zosiak Zosiak

Ciekawie piszesz.
Miłego dnia.

Beata1* Beata1*

Są czynności których najlepszy robot nie wykona, ważny
dotyk bliskiej osoby, jej głos i troska o chorego.
Tak mnie tym opowiadaniem zainteresowałeś że
cierpliwość mi niepotrzebna bo czytam z wypiekami na
twarzy. Pozdrawiam:)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Angel Boy
Długie, więc tym bardziej dziękuję za czytanie i
komentarz.
Pozdrawiam.

Angel Boy Angel Boy

Długie, ale bardzo przyjemne w czytaniu :) Pozdrawiam
i daję głosik :)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Anna
Taki Sobie
Jadgrad
Halina
Madame Motylek
Wdzięczny jestem niezmiernie wszystkim Czytelnikom, że
wciąż śledzą losy bohaterów mojej opowieści. Jutro
(odc. 8) będziemy mniej więcej w jej środku, więc
jeszcze proszę o sporą dozę cierpliwości.
Życie, choroba, cierpienie, rodzina, miłość - już
chyba widać, że o tym jest opowiadanie.
Bardzo dziękuję za wszystkie odwiedziny, komentarze i
miłe słowa. Zapraszam w dniu jutrzejszym i w dniach
następnych.
Pozdrawiam weekendowo.

Madame Motylek Madame Motylek

Dobrze,że tylko na tym się z Jackiem
skończyło. Ale teraz,jak leży w domu
to czy nie powinien mieć jakiejś
ochrony?
Pozdrawiam

Halina53 Halina53

Choroba i rodzina, to nie bajka, to codzienny trud i
zmaganie się z problemami, czasami tak ciężkimi, że aż
wciskają w zidmię...to tez nie jest bajka...pozdrawiam
serdecznie

jadgrad jadgrad

życie, życie to nie bajka

Taki Sobie Taki Sobie

gdzie ja widziałem małego ptaszka ???? :-)))
przeczytam to na emeryturze wybacz

anna anna

naprawdę ciekawie piszesz, tak futurystycznie...

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »