Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Małżeństwo (odc. 33)

Było Boże Ciało i podróż dobiegała końca. Lesia wyczesała swoje długie blond włosy, obejrzała w szybie swoją twarz, a teraz patrzyła na przemijające za oknem przedmieścia Stolicy.
Spoglądała z wytęsknieniem na piękne, zielone łąki i lasy. Pomyślała sobie o tych cudownych trzech dniach, gdy spacerowali przytuleni przez ścieżki w lesie Kajzerwald pod Lwowem. Wszyscy ostrzegali, żeby nie zapuszczać się samemu w głąb tego przepięknego lasu, gdzie przyroda w cudowny sposób wyrzeźbiła pagórki, wzgórza, jary, wąwozy, wszystko pokryte różnorodnymi drzewami i krzewami. A człowiek wśród nich tylko poukładał dróżki i ścieżki, prowadzące do tych cudów, gdzie roztaczały się najpiękniejsze widoki i kusiły nozdrza wspaniałe zapachy kwiatów, traw i ziół. Jednak on się nie bał, bo tam cały jego pluton często odbywał ćwiczenia wojskowe.
Gdy przechodzili, to wyjaśniał jej choć tak trochę, tak ogólnie:
-Chłopaki już są naprawdę dobrzy, choć wcale im tak tego nie mówię. Muszą wiedzieć, że jest jeszcze cała masa rzeczy do poprawy, a więc trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Czasem daję im niezły wycisk, ale oni nie mają mi tego za złe. To i tak nic w stosunku do tego, co ja miałem na ćwiczeniach w mojej szkole artyleryjskiej – tam dopiero nam dawali do wiwatu! Czasami po takim dniu na poligonie o niczym innym nie myślałabyś, jak tylko o jednym kawałku poduszeczki pod głowę, choćby na pięć minut. A przecież potem były jeszcze wykłady, zaprawa gimnastyczna albo musztra. Tutaj to naprawdę oni mają ze mną zwyczajnie luz. Będę musiał im dokręcić śrubkę.
-Tam jest miejsce, gdzie mamy broń, pochowaną w ziemiankach, razem z amunicją i zapasami żywności. Za to odpowiada Zbyszek, który jest od zaopatrzenia. Franek odpowiada za strzelanie, czyli prowadzi ćwiczenia strzeleckie. Nie mamy zbyt dużo amunicji, musimy oszczędzać, ale zawsze trzeba jakąś część przeznaczyć na poprawę strzelania. Bo żołnierz jak strzela, to powinien trafić, prawda, kochanie? – uśmiechnął się znacząco, patrząc na Lesię filuternie.
-Tak, mój żołnierzyku, masz rację. Lubię, jak strzelasz i jak ci się ładnie udaje trafić – odpowiedziała mu na ucho i oboje zaśmiewali się z tego trochę sprośnego żartu.
Brał ją w ramiona i kręcił jak najszybciej dookoła swojej własnej osi, aż zaczynała krzyczeć, że się boi, że niech ją wypuści i niech uważa, bo dziecko! W końcu postawił ją i zaczynał całować, całować i całować, a ona nie wiedziała, czy kręci się jej w głowie od tych pocałunków, czy też od tego wirowania.
Te trzy dni to była dla nich „podróż poślubna” – choć przecież nigdzie nie wyjechali, bo nie mogli, bo on musiał zostać na AK-owskim posterunku, a ona miała już wyznaczony termin powrotu z pocztą kurierską do Krakowa i Warszawy. Zakochani, wpatrzeni w siebie i wciąż jeszcze nienasyceni, odrabiali, ile tylko mogli, zaległości z tych czterech ciężkich lat, gdy byli tak bardzo od siebie oddaleni. Tadeusz opowiadał jej wciąż o swoich marzeniach o wolnej Polsce, o tym, że może mogliby mieszkać nawet tutaj, we Lwowie, gdzie jest tak pięknie. Lesia przekomarzała się z nim, przypominając mu, jak przepiękne są krajobrazy kujawskie, gdzie wiją się rzeki i strumyki wśród pół, łąk i lasów, a Wisła to dla niej najpiękniejsza z rzek. I tak na koniec zapewniała go, że będzie tam, gdzie on, bo zgodnie z sienkiewiczowskim cytatem w „Quo vadis” – „Gdzie ty, Kajus, tam i ja, Kaja”. „Gdzie ty, Tadeusz, tam i ja, Leokadia”.
-Zabierz mnie tam, najdroższy, gdzie ty będziesz, bo inaczej bez ciebie umrę z tęsknoty! – mówiła i wciąż czekała na jego nowe pocałunki, na dotknięcie jej włosów, spojrzenie, w którym widziała głębię jego żarliwej miłości.
Te trzy dni przypadły po tej pamiętnej, słonecznej niedzieli, 20 czerwca 1943 roku, gdy odbył się ich skromny ślub we wspaniałym wnętrzu kościoła świętej Elżbiety. Tadeusz tak bardzo się postarał i wszystko udało mu się załatwić: najpierw ich rozmowę z księdzem, właściwie z lwowskim kapelanem AK, a potem spowiedź wymaganą przez Kościół. Świadkowie, garnitur dla siebie oraz małe, skromne przyjęcie w tej kwaterze, gdzie pierwszy raz w życiu Lesia spała we Lwowie i gdzie nastąpił cud ich spotkania po latach. Lesia sama sobie przywiozła suknię ślubną i welon, z pomocą Agnieszki ułożyła swoje piękne długie włosy i ułożyła skromny, nieduży bukiet z czerwonych róż.
I wreszcie ten ślub, ta przysięga małżeńska przed Bogiem:
„Ja, Tadeusz, biorę ciebie, Leokadio, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci!”
Niebywałe, ale gdy ona to mówiła, nie pomyliła się ani razu, nawet nie zadrżał jej głos – tak samo jak jej Mąż!
A potem to założenie złotych obrączek, które Tadeusz skądś gdzieś jakimś cudem wydobył.
Zbyszek tak się uśmiechał, więc ona się domyślała, że to on „skombinował” te obrączki, tak samo jak fotografa, ściągniętego specjalnie na tę okazję. Załatwił także wszystkie wiktuały na to późniejsze, skromne przyjęcie w ich kwaterze, w tym przypadku wspólnie przygotowane przez dziewczęta z plutonu.
Potem na koniec jeszcze ich wspólna modlitwa, gdy trzymał ją pod rękę i oboje klęczeli zapatrzeni w oblicze Mateczki Przenajświętszej. I jeszcze śpiew całego ich „zespołu muzycznego” z oddziału Tadeusza, który całkiem udanie wykonali. Nawet Sylwek zaśpiewał coś po ukraińsku, czego oczywiście nie zrozumiała.
Franek zaprosił zaś swoją dziewczynę, studentkę konserwatorium, która uświetniła ceremonię swoją piękną grą na skrzypcach. Gdy zagrała „Ave Maria”, a AK-owski „zespół muzyczny” pod jej dyrekcją zaśpiewał tę pieśń Schuberta, to Lesia nie mogła powstrzymać już łez. Pomimo, że przed chwilą powstali z klęczek po przyjęciu Komunii świętej - to ona nie wytrzymała tego wzruszenia, ponownie uklękła przed tym obrazem i utonęła we łzach. Tadeusz ukląkł koło niej i wszyscy czekali, aż wybrzmią wszystkie tony pięknej pieśni, a oni, para młoda, wstaną i odejdą od stopni bocznego ołtarza. Potem jeszcze „Marsz weselny” Mendelssohna na skrzypce i kilka zdjęć, które zrobił im ten fotograf, a panna młoda znów uśmiechała się swoim najszczęśliwszym uśmiechem. Żałowała tylko, że Tadeusz nie miał na sobie munduru, ale nie chcieli kusić losu, więc wystąpił w garniturze. A jeszcze bardziej żałowała, choć już wcześniej się z tym pogodziła, że nie było jej kochanego brata, Grzegorza, i kochanej siostrzyczki, Marii. Tadeusz nie miał rodzeństwa, więc nie wiedziała nawet, czy myślał o kimś ze swojej rodziny w czasie tej uroczystości.
Wieczorem zaprowadził ją do swojego mieszkania i przeniósł na rękach przez próg i nosił ją jeszcze w tych swoich silnych ramiona dookoła tego niedużego mieszkania, a ona zaśmiewała się radośnie, szczęśliwa jak dziecko.
Ich miłość kwitła w każdej sekundzie i w każdej minucie tego wieczoru. Tadeusz mówił jej, że jeszcze nigdy nie widział jej tak pięknej, jak właśnie w tym dniu. A ona całowała go i szeptała, że to dzięki niemu, bo jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa, jak w tym dniu, gdy Bóg pobłogosławił ich święty związek, a w jej łonie – była tego pewna – rozwijało się ich „śliczne dzieciątko”.
A teraz znów to wszystko stawało jej przed oczyma, ta ich pamiętna „podróż poślubna”, te wędrówki tylko we dwoje wśród tych pięknych wspaniałych lasów, te powroty każdego wieczora do ich skromnego mieszkania, gdzie znów płonęła ich coraz gorętsza miłość.
Razem, razem, razem – chcieli być i byli razem, zakochani, cudowni, młodzi.
„Pierwsze dni naszego małżeństwa, oby szczęśliwego” – myślała chyba setny już raz, widząc wciąż obraz swojego ukochanego, znów zostawionego przez nią na peronie dworcowym we Lwowie.
„Panie Boże Wszechmogący, zachowaj Tadzia w zdrowiu i szczęśliwego ze mną” – taka modlitwa, wzmocniona wilgocią pod powiekami jej zamkniętych oczu na pewno dotrze hen, do Nieba, skąd patrzyli na nich jej rodzice, tak samo jak patrzyli na nich stamtąd rodzice Tadeusza.


Wszystkim Czytelnikom i wszystkim Bejowiczom składam najserdeczniejsze życzenia zdrowych, pogodnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz zdrowia i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku 2017.

Dodano: 2016-12-23 01:11:07
Ten wiersz przeczytano 1069 razy
Oddanych głosów: 7
Rodzaj Nieregularny Klimat Ciepły Tematyka Miłość Okazje Boże Narodzenie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (8)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Wena
Demona
Waldi
Amor
Maciek
Dziękuję za odwiedziny, komentarze, życzenia i
serdecznie pozdrawiam.

_wena_ _wena_

Przyjemnie się czyta :)
Wesołych Świąt B.N. Januszu.

Donna Donna

Moc serdecznosci, niech Swieta i nie tylko, uplywaja w
duchu Pokoju, Milosci i Pojednania.

AMOR1988 AMOR1988

Cudowna historia. Uwielbiam tych bohaterów.
Pozdrawiam i wesołych świąt życzę.

Maciek.J Maciek.J

dla Ciebie i Twoich Bliskich
Wesołych i Spokojnych Świąt Narodzenia Pańskiego
Radujmy się bo Bóg się rodzi

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Vita in deserto
Dziękuję za odwiedziny, komentarz i serdecznie
pozdrawiam.
Jeszcze jutro będzie odc. 34, zapraszam.

Vita in deserto Vita in deserto

I widać że ludziom łatwo przychodzi pisanie mądrych
przesłań . Szczęśliwych Świąt

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »