mam marzenie
tu nie uzbieram kwiatów z dróg
zresztą już nie ma inspiracji
a i lipiec – łzawy
i miejsce, to z betonu
echo, że kończy się życie
nie będzie ciężko barkom
może nawet lżejsze będą kroki
tylko serce
jak zwykle
ucierpi
to samo serce
z dzieciństwa
które żyło światem
kto dziś
z odmętów czerni dni jałowych wschodów
wyszarpie je
znów dla mnie
znów dla mnie
mam marzenie
kaprys niepewnych
imię jej – Warszawa,
stalowa stolica snu
przestrzeń wypełniona pragnieniem
i prawdziwe tam są poranki
takie moje
ciepłe od spacerów, czynów
chyba już tylko czekam na pociąg
nie czerpiąc nic z miasta postoju
a miłość czeka
uśmiechem wzywa do przebudzania
Komentarze (2)
Warszawo, miłości jedyna, ty stoisz i czekasz
spokojnie.
Oby nie za długo musiała ta miłość czekać! Pozdrawiam!