Mam na imię Bulimia
cała stłumiona złośc, cały smutek i stres i
lęk ukryte we wnętrzu,stłamszone
uczucia....czułość i piekno,miłośc i
nadzieja pulsują w ogromnych ścianach
żołądka.
wypluwam z siłą i słabością zebraną w
kawałkach życia,uwikłane tajemnice, troski
z wysokim ciśnieniem z serca płynące jak
rzeki czekolady na księżycu.
Pejzaże zbrodni malowane w cieniu mojego
wroga. Duszący dym z papiersoa ,zimna woda
i cały świat zjedzony .
I teraz gdy pozbyłam się najgorszego,czekam
na najlepsze...codziennie.
Nic się nie zmienia,stoję ,choć czas
leci.liśćie spadają z drzew, śnieg zabiela
świat, trawa się zieleni, słońce głaszcze
ziemię, żółknie świat z czerwienią
przeplatany,
dachy domów śnieżnym puchem przykryte,
przebiśniegi wychylają się przepięknie,
ptaki świergocą....nadal stoję.
Po co on tak leci szalenie? czy nie dziwi
go,że choć znowu starsza,to nic dobrego się
ze mną nie dzieje?
Karamzynowy przypływ w pompie dmie przez
żyły ciemnym fioletem owiane.
Po co tak dmie jak za chwilę znowu
stanie?
Kapultuję się. Wyskoczę, Odlecę. Ucieknę .
Zamknę drzwi i tylko kawałek nicości
pozostanie.
Normalnie.nie istnieje.Czysta imaginacja
,iluzja,dla naiwnych.
Sępy roszarpią zgniłe mięso , odór
próżności zniszczy ich czarne żołądki
.Ptaszyska. Kanalia ,ironia , pusta głowa,
spadam w mroczną część świata. Druga
strona.
Rewers i awers. Cała prawda. Wysypisko mych
kości.Wyrzygana nadzieja , kwas otaczający.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.