Mamusia
Każdy dzień witam nieśmiałą nadzieją
Z uśmiechem wstaję, nowy świt witając
I opuszczam pokój w słodkim zapomnieniu
Jakimś dziwnym trafem nic nie pamiętając
Uleci gdzieś gorycz, wszelkie smutki,
żale
Zatoną złe myśli w ciepłym morzu snów
Zapomnę te setki wcześniejszych poranków
Zapomnę, by dziś znowu poczuć ból twych
słów
Bo zaraz na progu witasz mnie wyrzutem
Krzycząc wściekle, wokół siebie jadem
tryskasz
I gaśnie wnet uśmiech, znika gdzieś
nadzieja
Umiera wszelka radość, gdy gromami
ciskasz
I coś we mnie pęka, coś się nagle
zmienia
Zaciskam już zęby, by usłyszeć siebie
By słuchać, jak jad niszczę jadem
By wiedzieć, że raz jeszcze zraniłyśmy
siebie
Płacz siłą wstrzymując, by nie wyjść na
słabą
W głębi duszy krzycząc głośniej, niż ty
słyszysz
Potem z suchym wzrokiem siadam w
autobusie
Raz jeszcze chcąc zrozumieć, czemu furią
dyszysz?
Czy radość ci sprawia ciągły krzyk i
złości?
Czy lubisz po prostu widzieć me
cierpienie?
Czy też ślepa jesteś, głupia w swej
podłości,
Którą celebrując, niszczysz me sumienie?
Komentarze (20)
Rodziców się nie wybiera,masz piękną duszę i musisz
znieść te katusze.Jesteś bardzo dzielna.Pozdrawiam+
Treść życiem czyimś zapewne dyktowana, bohaterka
wiersza jest z góry przegrana i tym większy tragizm
się wyłania, gdyż słowo "Mamusia" inne wyrazy
przesłania, a jednak w tym przypadku opisane
postępowanie nieadekwatne do tegoż miana.
Niezły wiersz, pełen wewnętrznej złości i poczucia
niezrozumienia...może warto zastanowić się, czy mama
nie ma jakichś osobistych kłopotów...Pozdrawiam
ciepło.
bardzo smutny wiersz.Kiedy rodzice krzyczą, wtedy w
sumie nie mają argumentów :( może pokaż wiersz mamie ?
Smutny to wiersz... A może nawet
tragiczny..............+!!!