mandragori
jechał bóg, lu i pasażer. błyszczącym
cadillakiem.
drogą do zamarzniętego piekła. odwiedzać
przystanki,
krzyżowe drogi, gdzie upadał nie jeden
anioł.
zostało puste na mapie. palcem wpisane w
miejsce
ze święconą wodą bezbożnej kapliczki.
route 66. w czerń nocy letniej, białe linie
highway.
i dalej, jeśli to możliwe, w histeryczną
podróż,
gdzie konające znaki z ograniczeniem
prędkości.
ograniczona jedynie wzrokiem poczytalność.
i mówił do mnie bóg - do nadświetlnej nam
bliżej.
mijaliśmy pocałunek więźniarek. w duchu
sing-sing,
miały we włosach brokat i szmugiel
papierosów.
bóg szedł tam przez ściany, niesiony
dźwiękiem
gospel, z bawełnianych od luizjany ust
czerpał śpiew.
i mówił do mnie lu - niech uleci z ciała to
nieuchwytne.
patrzyłem na jej piersi. karteczkę z
napisem merry,
gdy wylewała na zapleczu kawę i setną cześć
łzy.
klepiąc po ramieniu ta małą biedę. ze
słoika na napiwki,
ciążyło w rękach. klątwa uprzędzona z
papierowych siatek.
zostałem gończym. na więźniarkę, merry, na
jej tętniaka...
co pęknie za chwile. pierwsze. spadający na
podłogę kubek.
jechał bóg, lu i pasażer. błyszczącym
cadillakiem.
Komentarze (3)
w wierszu dzieje się tajemnica w życiu Żywy dobry
wiersz Piękny:)
Pięknie piszesz, Twoja twórczość jest trudna, trzeba
czytać kilkakrotnie i zadawać sobie pytanie co autor
miał na myśli, a interpretacja dość szeroka, czy
trafna? Pozdrawiam:):):)
To jest dopiero jazda...jestem oczarowana. Gratuluję i
pozdrawiam świątecznie.