Manifest Grzesia
Jak już kochać hipokryzję,
Małomiasteczkową wizję,
To już robić to porządnie,
Oficjalnie nie pokątnie.
Gdy lud patrzy i podziwia,
Moją siłę i bogactwo,
Moje życie tak porządne,
Moje lico takie skromne,
Jestem prawie wniebowzięty,
Czuję się jak prorok wzięty.
Tak się przekonałem srodze,
O wyższości w swej osobie,
Tylko kontakt z realiami,
Mija mnie jakoś bokami.
Tatuś kupił mi mniemanie,
I wiem teraz co jest grane,
Moja siła tkwi w mądrości,
Którą wszyscy we mnie znają,
Gdy wypłatę wypłacają.
A gdy tylko mam natchnienie,
Jadę sobie na wytchnienie,
Hej daleko by nikt nie znał,
jaki wielki ze mnie bęcwał.
O złośliwość moja zwykła,
jest dziś chyba zbyt wybitna,
To pozwala mi czasami,
nie częstować się myślami.
Rzeczywistość jest po trosze,
Taka jak w tych strofach wnoszę,
Tylko przerażona bywam,
jak tak komuś głowę zmywam.
Komentarze (4)
udana satyra Pozdrawiam:))
tak źle chyba
nie jest z tobą
skoro wiersze
masz za sobą:)
Pozdrawiam:)
Wesoło i fajnie, że tak, a nie inaczej :)
fajna satyra ( popracuj nad rymami:
natchnienie-wytchnienie są be)