MARCOWY PIACH
Jeden chłodny dotyk
ostatni spacer dłoni po Twoim karku
w dniach
gdy słońce odeszło
w pajęczynę gorzkich,
nasyconych trucizną moich słów.
Ostatnie łzy
zgaszonej marcem rosiczki.
Upadek z granitowych schodów
naszych osobistych niebios.
Raj który oniemiał z przerażenia,
zatrzasnął się w swoim wnętrzu
obracając nasze słowa w kurz.
Jedna zgaszona i
boleśnie obca pieszczota
nigdy już nie powróci,
gdyż miłosne powoje
pną się nieprzerwanie
w swej cierniowej straży po
wrotach naszych ogrodów.
Ostatni martwy deszcz
dał początek nowym szeptom,
wśród gryzących myśli
budziły się ciepłe mgły odrodzenia.
Słoneczny promień drgająco
unosił się nad szarym piachem
szorstkiej przeszłości.
Zakwitły nasze pocałunki.
Modlitwy
Gdy to nie dłonie ku sobie się skłaniały
lecz warg oddech składaliśmy na mchach
Modlitwy
Gdy całą naszą świtątynią było
całe to szmaragdowe podziemie
skrywane świadomie w lęku
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.