marne slowa
mojemu a w zasadzie jeszcze nie mojemu Panu Rybce :)
polozylam sie na lace
slucham jak trawa rosnie
caluje ziemie
zbieram okruchy ze stolu
wierze w milosc na strychu
obojetna zawsze przychodzi
niespodziewanie
blagalam zebys zostal
zebys pamietal
wiedzial co jest suchymi kwiatami
teraz odchodzisz
w puste od uczuc slowa pakujesz dawno
zapomniane zaslony
ciezar ich od kurzu pelnego ciebie
na twoim oknie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.