Martwa od bezruchu przestrzeń
Kolejne tykanie zegara,kolejna łza wylana w
puste kąty,
kolejny głuchy śmiech ścian,ciągle
zawężających swe cielska bezlitosne.
Coraz ciaśniej,duszniej i póżniej,coraz
ciemniejsza i pewna siebie noc,goni mnie w
rozpaczy odchłanie,
bo minął kolejny dzień,znów nadzieja,znów
wiara,znów na marne.
Pustka,nie ma miłości,nie ma Cię Aniele,
błagam!Niw wypowiadajcie
słowa:cierpliwość.To ja,zaszczute
samotnością zwierzę.
Próbuję zatrzymać ciężkie
wskazówki,nieubłagalne przemijanie,
lecz czas w pośpiechu,jak zawsze rzuci
tylko drwiną w słabe od wysiłku ciało.
powie,że zatrzyma się,ale dla nas,nie dla
jednego chłopaka,
co tylko kochać chce,ale nie spełnia
marzenia,nie patrzy na świat z lotu
ptaka.
Nadal pytam:Gdzieś jest urocza
piękności?Gdzie szukać mam tej
najpiękniejszej,najsłodszej?
Najcieplejszej,najukochańszej,Anioła mej
codzienności?
Pragnę,byś zemdlała w mych ramionach,choćby
w przenośni,choćby na chwilę,
czując,że jestem,jakbym zawsze był,i zawsze
będę,nie przminie.
Chciałbym Ci dać pewność,niezapomniane
chwile,miodu pełne serce,
ale jak mogę?Nie rzucę mej miłości w martwą
od bezruchu przestrzeń.
Więc czekam,licząc dzbany łez,czekam w
czterech ścianach świadomości końca,zanim
jeszcze wiatr powiedział ostatnie słowo,
umyka wiara i nadzieja.To ja.Sam z sobą.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.