martwy poeta
bezwzględny księżyc przesłonięty marą
twardego kamienia schowany za kotarą
tkliwych czuć i uczuć
pokonany życiem
uderza z prędkością słońca do drzwi
najszczelniej domkniętych niczym wrota
do komnaty jej śpiącej
kocham, młody Bóg
ścieżką nadwodną prowadzącą do punktu
wejścia idę i widzę
odbijany od głębokiego strumienia
bezbarwnej melancholii smugę powietrza,
w którym unosi się lęk pragnienia
tchnące życiem ognie i lampy nad zatoką
to nicość w porównaniu z białymi płomykami
oddalonych tak daleko zwanych
konstelacją
odmierzonych w milionach lat świetlnych
palcem
objęłam w posiadanie martwą rzeczywistość
duszy
ukojona trzaskiem pękającego pod stopami
szkła patrzę niewierząc,
Ci ludzie pytają, która godzina
wewnętrznie martwi liczą coś czego nie da
się nawet podzielić między mnóstwem innych
zbawień
wymawiany bezdech rozkoszy wypełniony
metaforą i tylko jedna z tych myśli nią
natchniona
w dół staczając na bruk patrzeni w źrenice
ślepych oka
i bez kontemplacji rozważania
czy ciemności można nie widzieć
i dlaczego nicość jest czarna
każdy z nas jest poetą. każdy umie wykorzystywać w swych przemyśleniach piękne metafory. każdy zna piękne słowa, ale nie każdy zna i wie czym są piękne uczucia.
Komentarze (1)
Najbardziej mi sie podoba dopisek...dobrze spuentowany
wiersz