marzenia
rodzą się
smutne dzieci naszych marzeń
z wykastrowanych ojców
w pustych łonach swoich matek
kształtują się
karmią
wbrew naturze
i wypadają na zewnątrz
na brudne podwórka
kanapy, podłogi, klatki schodowe,
ulice, poczekalnie
nie wydają pierwszego krzyku
jak normalne noworodki
bo
to nie są normalne noworodki
to są bardzo smutni,
bardzo przegrani i bardzo nieśmiertelni
starcy
przechodzą na czerwonym
kręcą się po skrzyżowaniach
i dachach
rzucają kamieniami w okna
i przechodniów
puszczają się za darmo
w dworcowych kiblach
sterczą w wystawach handlowych
z obnażonymi cyckami
ale nikt nie chce ich aresztować
skaczą z gzymsów
włażą pod auta, głodują
ale to na nic - wciąż są
i w swoich starych jałowych brzuchach
niosą uwiędłe kwiaty
Komentarze (3)
końcówka pieknie rozwaliła
Marto jak zawsze kiedy zaczynam czytać twój wiersz
czytam raz, a potem drugi raz rozdzieram myśli na
szczątki aby dotrzeć do ich sedna. Ten wiersz to krzyk
rozpaczy a słowa brzmią . Jestem pod wrażeniem
to takie smutne... ale mijamy takich ludzi codziennie,
aż strach patrzeć w ich oczy, a czasem w sklepowej
witrynie widzimy, że może i my... nie... oby nie...
jak zawsze Marto budujesz niesamowite obrazy, i jak
zawsze zatrzymujesz na dłużej