Matowe oczy mara ma
Siedzę w domu słyszę szum lasu
Szyszki płoną w kominku robiąc trochę
hałasu
Szmer i szelest ze mną gadają
Oni swoje racje mają
Wrzątek w czajniku żelaznym się gotuje
jest już późno zmęczenie mnie opanowuje
Wtem przez okno mara wpada
I monolog swój zaczyna
Gdzie jest skutek, gdzie przyczyna
Czemu ciągle tutaj siedzę?
Nic nie robię
Tylko biedzę
Ja jej nic nie odpowiadam
Niczym kamień do snu się układam
I w to wszystko nie mam wiary
Bo nie wierzę w nocne mary
Mara w czerni jest odziana
Trochę zgrabna i zadbana
Oczy ma jakieś matowe
A czarny kaptur okrywa jej głowę
Palcem groźnie nakazuje
Słyszę tylko grę jej kości
Coś tam plecie o starości
Wtem się
strasznie przeraziłem
Bo już wiem co zobaczyłem
To śmierć!
Szybko oczy swe otwarłem
To gorączka, twarz przetarłem
I zapadłem w błogi sen
Czy zastanę jutro dzień?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.