Męczennik
Konam dziś, wśród wrogiego mi ludu, który
na zgubę swą zdecydowałem się ocalić
Umęczony przez nieświadomą swej winy
dziatwę, której nigdy nie będzie dane
poznać Ojca
Spoczywam tak, niepomny na przedśmiertną
agonię, cierpliwie wyczekując ostatniego
tchnienia
Moja misja dobiega końca, stygnie cielesna
powłoka, serce zamiera, bezwładnie
pogrążając się w nicości odwiecznej
ciszy...
Mrok swą delikatną, acz stanowczą dłonią
przymyka powieki, napawając rozpaczą
gasnące już oczy, łapczywie chwytające
każdy obraz, ostatnie spojrzenie na świat,
tak przecież daleki od ideału...
A mimo swej niedoskonałości tak bliski memu
sercu
Jednak w tym konającym ciele nadal tli się
życie, niosace w sobie pierwiastek
boskości
To dusza, nie zważając na słabość sennego
już ciała z utęsknieniem spogląda ku
górze
Ku czcigodnemu Ojcu, który niecierpliwie
wypatruje swego wiernego sługi
Opuszczam Cię, choć drogie byłeś memu
sercu, o Boskie Dzieło
Unoszę się ku Sacrum, by pośród
uskrzydlonej braci należne zająć mi
miejsce...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.