Mensa
Żyła se raz kobiecina,
co umysł miała tak tęgi,
że, gdy kusiła pierzyna
nie zdejmowała siermięgi.
Myślała – intelekt skryję,
niech mu się zdaje capowi,
że jak siermięgę mnie zadrze,
to się okrutnie obłowi.
Niech sobie dziubdzia do woli,
do mózgu przeca daleko.
Mnie, to w ogóle nie boli,
ty się nasapiesz kaleko.
Wrócił raz cap z areału,
usiadł przy stole i duma.
Zaraz, chwileczkę, pomału,
summa summarum... i summa.
Kobita stoi i słucha,
nogami w miejscu przebiera,
myśli: - Chyba żem głucha,
a niech to jasna cholera.
Co tam mamroczesz głupi,
rozum ci odebrało?
Bezczynność czerep ci łupi,
roboty masz chyba mało.
Cap jeszcze chwilę posiedział,
podrapał się trochę po głowie
i mówi do niej (wciąż siedział).
- Nic mi tu więcej po tobie.
Wkurza mnie twoja siermięga.
Wypadasz z gry! Nie ma bata!
Intelekt... tak, to potęga!
Poza tym... wolna chata.
excudit
lonsdaleit.
12:00 Sobota, 22 października 2016 - ...
Komentarze (13)
;)))
Intelekt to nie wszystko...rozsądek i umiar...to jest
to...
pozdrawiam serdecznie
co do komentarza u mnie...oczywiście...natręctwo to
inna bajka, nie moja osa...
Ja... ledwo, co człapie (tak mie sie zdaje). ;)))
:))))
:) O panie! Obok MENSY, to ja się nawet przemknąć boję
;)
Dobre!
nie doceniła partnera:)
Mensa kojarzy mi się także z czymś zupełnie innym.
:)))
ha ha... świetny:)
i kto tu kogo przechytrzył?
:)
:)) Chyba klarysa zainspirowała dzisiaj autora. Miłego
dnia.