Metalowe ptaki
Maszeruję po niebie pełnym czerwonych
ścieżek.
Wokół mnie padają czerwone płatki róż.
Żelazne padają czapki z głów.
Zielone kubraki,
w jednej sekundzie przemieniają się w
czerwień.
Wszędzie ludzie kładą się do snu.
Wszyscy zasypiają.
Ciekawe kiedy ja zasnę?
Ile jeszcze przetrwam małych,
metalowych ptaków,
które z wielką prędkością płyną w
przestrzeni.
Jeden trafia w żelazną czapkę mego
sąsiada.
Ten wnet zapada w sen.
Godzina dwunasta po południu,
a mrok słońca ogarnia łąki i lasy swą
purpurą.
Nie wiem ile wytrzymam.
Mam siły. Być może
szybko zapadnę w sen.
Pragnę jeszcze przed siebie iść.
Jeśli mam zapaść już w sen, to chcę
szybko.
Najszybciej jak się da.
Metalowe ptaki trzepocą skrzydłami obok
mnie.
Żaden nie trafia w mą czapkę.
Żaden nie zmienia mojego zielonego
kubraka
w czerwień.
Lecz każdy chce bym zasnął.
Płyną ptaki w przestrzeni - jeden za
drugim.
Dostrzegam jednego, który leci
z dużego gniazda.
Trafia.
Zapadam w sen.
Dla wszystkich żołnierzy walczących ze swojej głupoty lub z rozkazu Wielkiego Rządcy.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.