Metamorfoza
Patrząc w jasnej twarzy blask...
Cicha noc, bez gwiazd.
Tylko ten jedyny blask.
Pełnia.
Patrzę w tą pojedyńczą źrenicę mocy.
Wiem, że zaraz się zacznie.
Zawsze jest to samo.
Cichy warkot.
Gardłowe brzmienie.
Czerwone źrenice.
Szara, metaliczna sierść.
Dlaczego?
Bo tak być widocznie musi.
Zaczynam to czuć w sobie.
Zaczyna się.
Patrzę na moje dłonie.
Twardnieją. Dobrze.
Odrzucam głowę.
Zew.
Okoliczne domy słyszą wołanie.
Już wiedzą.
Nastąpiła zmiana.
Teraz nikt nie wyjdzie z domu, aż do
rana.
Ze strachu przede mną.
Potworem.
Bestią.
Każdy z nas jest wilkiem.
Ale to ja mam najdłuższe zęby.
Czując narastający przypływ mocy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.