Mgielne Słoneczko cz. 4
Gdy pod wieczór jedliśmy kolację przy
wspólnym stole, Patrycja bawiła się swoim
widelcem niedbale zawijając spaghetti, by
po chwili spadało z powrotem w talerz. Och,
jakie to było niedojrzałe z jej strony. Ja
nie wyobrażałam sobie, aby ktokolwiek
chciał się potem z nią umówić, jak ciągle
twierdziła, skoro nawet przy stole nie
potrafiła zachowywać się kulturalnie.
- Patrycja, przestań żartować- powiedziała
mama robiąc przy tym duże oczy. Wyglądała
poważnie jak na swoje trzydzieści dwa lata,
a brak uśmiechu na jej jaskrawej twarzy,
wcale jej lat nie odejmował.
- No co? Oburzyła się siostra. Jem jak mnie
wychowaliście- odparła z przekąsem
powtarzając parodię miny mamy. W ogóle jej
nie wychodziło, choć się tym nie
przejmowała. Tata zapatrzony w stronę okna,
nawet nie zauważył całego sporu.
- Janusz nie powiesz nic?- Przeniosła
spojrzenie w stronę taty, który bujał
gdzieś w obłokach.
- Co? A tak- odparł jak wyrwany z
kontekstu.- Całkiem się z tobą zgadzam
Marysiu. Ty wiesz najlepiej jakie jest moje
zdanie w tym temacie- odparł jak zwykle tą
samą pieśń, którą słyszałam u niego już
setki razy. Całkiem zgrabna odpowiedź w
sytuacjach, gdy tracił z nami kontakty i
zadowalająca, gdy ważne słowo przy stole
zawsze chciała mieć mama.
Patrycja zaśmiała się sztucznie, na co nikt
nie zwrócił najmniejszej uwagi. Ja sama
starałam się odpłynąć na inną planetę, jak
najdalej od tego smutnego i pustego zarazem
domu, gdzie szczęście przeminęło niczym
pierwsza spadająca gwiazdka.
Nie zawsze tak bywało. Pamiętam, kiedy cała
nasza czwórka siadywała przy stole i każdy
wypytywał się każdego co robił i co możemy
zrobić, aby nawzajem się uszczęśliwić.
Uwielbialiśmy wyjeżdżać nad błękitną wodę,
która przyciągała spojrzenia wszystkie
oczy. Budziła niemy zachwyt, mimo iż nie
nadawała się do kąpieli. Była skażona i nie
pływały w niej żadne żywe stworzenia,
jednak nie to było istotne. Żadna woda jak
ta nie odbijała w sobie tak pięknie
promieni słonecznych, które budziły zachwyt
i wspaniałe wspomnienia. Wciąż nie wiem
dlaczego od trzech lat tam nie jeździmy.
Raz nawet spytałam się o to mamy, ale tylko
zbyła mnie machnięciem ręki twierdząc, że
ile razy to można jeździć nad tą samą wodę,
skoro nie można się w niej kąpać?
Przestałam zatem pytać, bo domyślałam się,
że pod tym pretekstem kryło się coś więcej
aniżeli znudzenie. Tato również nie
nawiązywał do tej wody. Wraz z nią
straciliśmy wspólne wypady gdziekolwiek.
Miałam nawet wrażenie, że lato nie jaśniało
już pięknem i radością, a stało się jedynie
zwykłą porą roku zaraz po wiośnie.
W domu zanikły wszelkie uśmiechy i radości,
co bardzo nas wszystkich zmieniło. Może
poza wyjątkiem Patrycji, która nie zmieniła
swojego charakteru. Wciąż zazdrosna o
wszystko i wszystkich uwielbiała robić mi
na złość, jakby ją to uszczęśliwiało.
Dlatego też starannie ukrywałam przed nią
moje zauroczenie tamtym mężczyzną. Nie
chciałam aby i on prysł jak bańka mydlana
zalany nieszczęsnym i smutnym życiem
naszego domu. Nie chciałam, aby sekrety
Kominiarczyków zatruły jego dojrzałą i
dobrą duszę, tak jak zrobiły to z moimi
rodzicami. On musiał pozostać nieskalanie
czysty i dobry, aby pewnego dnia spojrzeć w
moje oczy i ujrzeć w nich moją miłość. I ja
musiałam pozostać nieskalana, aby przerwać
klątwę Kominiarczyków i pozostać
szczęśliwa.
Tak, jakże słodkie to były moje plany
skrywane głęboko w moim serduszku. Ich
czystość i zmysłowość była wszystkim, co mi
pozostało w tym cichym i pełnym tajemnic
domu. Może i im było wszystko jedno jak
przeżyją następne lata swojego życia, ale
mnie nie.
Och moje ty Słoneczko! Świeć najmocniej jak
potrafisz, choć wiem, że ci ciężko, bo
jesień zamgliła większość naszej planety.
Świeć choć tym wszystkim, w których tli się
choć namiastka słodyczy i szczęścia, aby
nie zapomnieli o tym, że każdy ma prawo
pozostać w życiu szczęśliwym. Podaruj
ludziom smutnym malutki płomyczek nadziei,
aby tlił się najjaśniej, choć byłoby mu
ciężko. Podaruj im sny pełne nadziei, aby
rano wstając czuli, że są komuś potrzebni.
I spraw, abym i ja była komuś potrzebna.
Abym była Jemu potrzebna.
Choć wieczór nie zapowiadał się
najszczęśliwiej, postanowiłam nie dać się
zwieść i szybciej poszłam się wykąpać.
Dolałam troszkę płynu zapachowego mamy, aby
poczuć się wyjątkową.
- Jesteś wyjątkowa- powtarzałam sobie, aby
uśmiech nie schodził z mojego serduszka.
Po kąpieli starannie uczesałam swoje włosy
i wysuszyłam ręcznikiem, aby nie utraciły
swojej żywotności. Lecz omal się nie
przewróciłam, kiedy Patrycja znów wparowała
do mojego pokoju ubrana tylko w nocna halkę
w kolorze tamtej nieszczęsnej wody.
- Nie waż się śnić o pięknych rzeczach, bo
wiesz, że nie są one dla ciebie-
powiedziała, po czym zamknęła za sobą
drzwi.
Och, dlaczego było w niej tyle nienawiści i
pogardy dla innych? Czy nie potrafiła być
choć raz szczęśliwą, a przynajmniej miłą
dla mnie? Cóż jej takiego zrobiłam w swym
kruchym życiu, że tak mnie nienawidziła?
- Boże, jeśli gdzieś tam jesteś, spraw, aby
Patrycja stała się milsza. I daj jej
spokojne sny, to może choć trochę się
zmieni.
Modlitwa wieczorna zawsze sprawiała, że
było mi lepiej. Miło było sądzić, że był na
świecie ktoś, kto kochał mnie za wszystko i
za nic. Szkoda tylko, że nie był nim tamten
mężczyzna. A może był? A może i on
przepełniony trudami dnia również miał o
mnie przelotne myśli? Może i on tęsknił za
mną tak, jak ja tęskniłam za nim? Och, Boże
spraw, aby to była prawda!
Z tą myślą zamknęłam swoje dziewczęce
oczęta i delikatnie okrywając się jedwabną
pościelą rozmarzyłam się na całego.
Potarłam policzkiem o poduszkę, aby
dokładnie dopasować się w jej niewidzialne
skrzydełka, które otoczą mnie spokojem i
dobrą energią. Zupełnie jakby to motylek
kołysał mnie do snu szepcząc na uszko same
cudowne rzeczy.
Och moje ty Słoneczko! Przyśnij mi się tej
nocy…
Komentarze (3)
Ciekawie piszesz, choć ja wolę wiersze,
pozdrawiam
Dziękuję Bluszczu za piękny komentarz. Czytelników mi
ubywa, szkoda, bo wpajam z oddaniem piękność przekazu,
ale cóż.
Piękna proza, przeczytałam z przyjemnością. Muszę
przeczytać od pierwszej części. Pozdrawiam B. :)