Mgielne Słoneczko cz. 6
Wybaczcie, że to nie wiersz tylko proza. Moi czytelnicy znikają niczym nocne gwiazdy nie gwarantując powrotu. Jeśli Wam się nie podoba, napiszcie. Przestanę ciągnąć moją bajkę...
Cz. 6
Serce moje maleńkie nie bij tak szybko, bo
jeszcze cię usłyszy, szeptałam do siebie w
duchu chowając się za solidną korą dębu. Na
szczęście ciało moje nie było pokaźnych
kształtów, więc mogłam być spokojna. Jednak
jakże tu być spokojnym, kiedy umysł płatał
mi figle i galopował w otchłań marzeń i
pragnień do tego mężczyzny? Iskierki
nadziei nie pozwalały mi zapomnieć, że i ja
mogłam mu się podobać. Niezwykły czar
miłości pokalał moją duszę, przez co byłam
jedynie bezbronnym ptaszkiem, nie ważącym
więcej niż wiadro pełne wody. I jak to
wiadro, w każdej chwili mogłam wylać szumem
much uczuć niemy hałas, który sprawi, że ów
mężczyzna zainteresuje się tym dębem i
podejdzie do mnie niczym skrzat na polanie
bzu.
Bądź dzielna, weź głęboki oddech i wyjrzyj
ponownie, nakazałam sobie. Nie bądź
dzieckiem za jakie uważa cię Patrycja,
tylko bierz sprawy w swoje ręce. Ten łakomy
kąsek w każdej chwili może ci przejść koło
nosa!
Och, tyle tylko, że ja nie miałam siły i
seksualności Patrycji, abym mogła tak
postąpić. To ona nie ja, była taka
bezpośrednia i bezmyślna czasami, że…
Zaraz, nie! Tym razem wyjrzałam gwałtownie
zza drzewa, bo doszedł do mnie głos
Patrycji! Na szczęście nie widziała mnie,
tylko zaraz pognała w stronę moich
marzeń.
- Dzień dobry- powiedziała niezgrabnie
kołysząc biodrami.
- Dzień dobry- odparł mężczyzna zerkając w
jej stronę.
- Co robisz? Czy drzew nie przycina się
latem?- Spytała zadziornie, aby tylko wdać
się w pogawędkę i namieszać mu w głowie.
- To nie drzewa, tylko krzaki malin.
Przycina się je jesienią. I to bardzo
nisko, aby wiosną znów było dużo owoców-
odparł powracając na szczęście do pracy.
- A dlaczego teraz? Po mroźniej zimie może
nie być po nich śladu- zawyrokowała
pochylając się na tyle nisko, aby trzymana
przez nią kurtka nieco się odchyliła
ukazując jej piersi.
Och Boże! Dlaczego ona go podrywała na
moich oczach? Czemu nie znajdzie sobie
innego obiektu westchnień? Czy naprawdę
uważała, że jako dwunastolatka może zdobyć
takiego mężczyznę jak nasz ogrodnik? Co
prawda nigdy nie widziałam go w całości i
nie byłam pewna w jakim dokładnie jest
wieku, jednak tato chyba nie zatrudniały
tutaj młodego chłopca, bo tacy przecież
chodzili do szkoły. A on był u nas
codziennie już od dwóch lat, lecz dopiero
od niedawna zaczęłam myśleć o nim
poważniej. Być może dorastałam i hormony mi
buzowały, jakby powiedziała mama, jednak
tylko ja wiedziałam, że miałam już ten
okres dawno za sobą. I nie przechodziłam go
jak typowe nastolatki. Byłam dojrzalsza i
prawdę powiedziawszy trudno mi było
porozumiewać się z dziewczętami w moim
wieku, które tylko perorowały o chłopakach
i pocałunkach, jakby nie było innych
tematów do rozmowy. Przez to trzymałam się
trochę na boku pilnując, aby ich plotki nie
przyćmiły mi nauki.
- Jesienią, po opadnięciu liści, przycina
się maliny, jeżyny i malinojeżyny. Tuż nad
ziemią przycina się pędy, które w tym
sezonie wydały już owoce. Pozostawia się
jedynie pędy młode, ewentualnie skracając
ich łodygi- odparł cudownym głosem, jakby
mówił wiersz, a nie tłumaczył mojej
siostrze sprawy ogrodnictwa.
- Kto cię tego nauczył? Jesteś bardzo
inteligentny jak na swój wiek- odparła
podnosząc się zawiedziona, że nie spojrzał
na jej atuty.
- Naturę poznaje się od wczesnych lat
dzieciństwa. Jeśli się robi to, co się
kocha, plony zawsze będą obfite.
- No tak- poprawiła swoje kruczoczarne
włosy, bo wiatr smagał nimi wprost na jej
twarz. I dobrze. Nie powinna była
flirtować. Wkrótce będzie chora, jeśli nie
zacznie się poprawnie ubierać. Ja miałam na
sobie puchatą kurtkę do kolan z szalikiem
okalającym również moją głowę. Było mi
ciepło, choć zapewne to bardziej z powodu
Patrycji, aniżeli kurtki. Ona zawsze
potrafiła przyprawić mnie o zawrót głowy i
gęstsze przepływy krwi.
Nagle niespodziewanie kichnęłam i
spostrzegłam, że oboje odwrócili się
napięcie.
- Mamy gościa- powiedziała Patrycja w moim
kierunku, a ja spalając się ze wstydu
wybiegłam zza drzewa prosto do domu. Och,
jakże się wygłupiłam! Teraz już nie zyskam
uwagi tego mężczyzny, bo będzie mnie miał
za dziecko! I ja chciałam być dojrzałą
kobietą? Jakże mgliste to były myśli i
urojenia. Kobietą nie staje się poprzez
wygląd, ale poprzez kulturalne zachowanie i
własną godność. A ja właśnie ją
straciłam…
Nie potrafiłam nie wylewać w poduszkę mych
smutków. Cały ocean łez oblewał mi twarz i
satynową poduszkę. Cienkie nici
przyzwoitości zostały przerwane i zagubione
w mym ciele szukały wsparcia. Nutka
słodyczy odpłynęła gdzieś daleko zastępując
ją namiastką gorzkiego kakao, którego nie
lubiłam. Cóż sobie myślałam stojąc tam
bezmyślnie i obserwując i tak uwłaczającą
mnie sytuację? Gdzie się podziała moja
dojrzałość i upór przyzwoitości? Och, sama
nawet nie potrafiłam odpowiedzieć na to
pytanie.
W pokoju pozostałam do przedpołudnia. Potem
ze spuszczoną głową zeszłam na dół gotowa
na konsekwencje swojej bezmyślności. I nie
trzeba było długo czekać, ażeby Patrycja
zaczęła komentować całą sytuację.
- Widziałam cię sucharze, jak przyglądałaś
się nam z ukrycia. On też cię widział i
wiesz co? Razem się z ciebie śmieliśmy, bo
nie potrafiłaś normalnie podejść i się
przywitać. Najwyraźniej nie jesteś w jego
guście sucharze!
Przykre było to, co mówiła Patrycja. Aż coś
mnie ściskało w dołku, kiedy piorunowała
mnie kolejnymi słowami.
- Nawet nie wiesz jak on ma na imię,
prawda? A ja wiem, ale ci nie powiem! Nie
jest dla ciebie, bo nawet nie chciał o
tobie rozmawiać. Mnie natomiast pochwalił
za szczerość, której tobie brakuje-
perorowała dumnie unosząc dłońmi swoje
piersi i puszczając je niczym balon
wypełniony wodą.
- Jaką szczerość? Co mu o mnie
naopowiadałaś?
- Samą prawdę siostrzyczko- odparła
dumnie.- W sumie to nic złego, że podobają
ci się dziewczynki, nie?
Z ciała spłynęła mi cała krew…
- Co mu powiedziałaś?! Jak śmiałaś!
Przecież to kłamstwo!- Wykrzyknęłam, co
przywołało do kuchni mamę.
- O co się tak kłócicie? Nie może w domu
być choć raz spokój? Ojca głowa boli i mnie
też.
Wybiegłam z kuchni do swojego pokoju
pozostawiając mamę bez odpowiedzi. Bóg mi
świadkiem, że Patrycha już znajdzie
najlepszą dla niej odpowiedź. Zapewne znów
to ja będę winna, a nie ona.
Och, jak ja nienawidziłam czasem swojej
siostry!
Komentarze (7)
świetna proza godna uwagi
przeczytałam jednym tchem
serdecznie pozdrawiam
no tak, Kalina i Alina, siostry... tutaj namiętności
są maksymalne... nigdy się nie dowiem, bo nie mam
siostry
Wciągający tekst rozbudzający wyobraźnię.
Pozdrawiam.
Marek
Długie, ale wciągające, podoba się :) Pozdrawiam
serdecznie +++
Nawet wciąga, ale przepatrz dokładnie to miejsce, a
szczególnie śmiesznie brzmi "szumem much uczuć"
" I jak to wiadro, w każdej chwili mogłam wylać szumem
much uczuć niemy hałas, który sprawi, że ów mężczyzna
zainteresuje się tym dębem i podejdzie do mnie niczym
skrzat na polanie bzu."
Podoba się bardzo. Przeczytałam z ciekawością, muszę
przyznać, że treść wciąga.
Musiałam zobaczyć co znaczy / perorowała*/ Spokojnej
nocy :)
Tak to już czasem bywa z młodszym rodzeństwem,
pozdrawiam.