Miecz
Najpierw miecz pozbawił mnie nóg
- pewnie dlatego ześlizguję się ze schodów
nie wiadomo dokąd prowadzących,
by natychmiast powrócić do nocnych
marzeń...
potem odebrał mi ręce,
tak jedną po drugiej,
by już więcej się nie wznosiły i nie
opadały,
by nie wędrowały po ścieżkach zmęczonych
skroni...
gdy ostrze przeszyło brzuch
zgięłam się wpół
- dziwne uczucie prostego człowieka...
przyszedł czas i na głowę,
choć w złej kolejności czekała
na zbyt szybkie i stanowczo okrutne
cięcie!
Z ironią uśmiechu pospieszył dzień
powszedni,
powoli sklejając fragmenty ludzkiej
istoty...
...gdy niby całość już złożył,
choć wszystko na wspak,
na ziemi pozostał już tylko mały ślad...
to po sercu z tysiącem sztyletów w
sobie,
które nie zasłużyło na jedno cięcie...
i które na ziemi już pozostanie...
Każde działanie w naszym życiu ma jakiś cel...nawet jeśli go teraz nie dostrzegamy...i może nie dostrzeżemy nigdy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.